Philip Morris zainwestuje w Polsce ponad miliard złotych. W krakowskiej fabryce firmy ruszy produkcja...

Philip Morris International zainwestuje ponad miliard złotych w polską gospodarkę. Koncern planuje stworzyć nowe linie produkcyjne w swojej fabryce w Krakowie, które będą produkować wkłady tytoniowe do podgrzewania w najnowszych urządzeniach firmy. Dzięki temu powstaną też nowe, wyspecjalizowane miejsca pracy. – Jesteśmy przekonani, że tradycyjne papierosy trafią w końcu do muzeum. Przyszłość należy do produktów bezdymnych – mówi Michał Mierzejewski z Philip Morris International. Amerykańska firma ma już w sumie ok. 2,5 tys. patentów związanych z technologiami bezdymnymi, pozostając branżowym liderem. Do tej pory zainwestowała w ich rozwój ponad 10,5 mld dol., część z tych inwestycji lokując w Polsce.
Branża tytoniowa od kilku lat przechodzi technologiczną rewolucję, której efektem jest stopniowy odwrót od papierosów w kierunku produkcji tzw. bezdymnych wyrobów z nikotyną. Zmianę w branży zainicjował w 2016 roku amerykański koncern Philip Morris International, do dziś pozostając jedyną firmą tytoniową, która zobowiązała się do wygaszenia produkcji papierosów.
– Podjęliśmy decyzję o ulokowaniu w Krakowie nowej linii produkcyjnej wkładów tytoniowych do podgrzewania najnowszej generacji, które będą kompatybilne z naszym urządzeniem IQOS Iluma. Inwestycja polega na wprowadzeniu do krakowskiej fabryki papierosów całkowicie nowych linii produkcyjnych i zatrudnieniu ludzi, którzy będą mieli zdolności techniczne do produkowania tak skomplikowanych i zaawansowanych technologicznie produktów – mówi agencji Newseria Biznes Michał Mierzejewski, prezes Philip Morris International na obszar Europy Północno-Wschodniej. – Ta inwestycja pochłonie ponad miliard złotych i będzie pierwszą tak nowoczesną linią produkcyjną dla nowatorskich wyrobów tytoniowych w Polsce.
Krakowska fabryka Philip Morris już dzisiaj należy do największych na świecie. Poza nią firma ma też w stolicy Małopolski własne centrum usług biznesowych, które zapewnia wsparcie dla spółek firmy w ponad 60 krajach, m.in. w Europie, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Dla amerykańskiego koncernu Polska jest strategicznym rynkiem. Od 1996 roku zainwestował tu blisko 25,5 mld zł, nie wliczając decyzji o inwestycji w fabryce w Krakowie.
– Dzisiejsza branża tytoniowa musi się transformować, a przykładem takiej transformacji jest ogłoszenie przez nas nowej inwestycji w Krakowie – mówi ekspert. – Jako pierwsi wprowadziliśmy na rynek systemy do podgrzewania tytoniu i jako firma tytoniowa zachęcamy wszystkich palaczy, żeby rzucili nałóg papierosowy. Cieszymy się też, że Philip Morris nie jest jedyną firmą, która inwestuje w przyszłość. Za naszym przykładem poszły inne firmy, które wprowadzają podobne produkty, czyli podgrzewacze tytoniu, ale także papierosy elektroniczne.
PMI radykalnie zmienia swój model biznesowy i docelowo zamierza całkowicie wygasić produkcję i sprzedaż papierosów, zastępując je produktami bezdymnymi. Przekonuje, że są one lepszą alternatywą dla pełnoletnich osób palących niż dalsze palenie papierosów. Od 2015 roku firma przeprowadziła łącznie 251 ocen toksykologicznych swoich produktów bezdymnych, 26 badań klinicznych oraz 58 badań dotyczących percepcji i zachowań konsumenckich przed wprowadzeniem produktów bezdymnych do obrotu i po nim.
– Philip Morris na przestrzeni ostatnich kilku lat podjął decyzję o inwestowaniu w przyszłość, dlatego rozpoczęliśmy kosztowne i szeroko zakrojone badania naukowe nad powodami, dla których papierosy są tak bardzo szkodliwe. W wyniku tych badań powstał produkt do podgrzewania tytoniu, następnie wiele innych produktów bezdymnych, takich jak e-papierosy czy saszetki nikotynowe. Wszystkie te produkty łączy jedna rzecz – mają w sobie nikotynę, której poszukuje palacz, ale nie dostarczają wielu szkodliwych substancji, które wydzielają tradycyjne papierosy – mówi prezes Philip Morris International na obszar Europy Północno-Wschodniej.
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) w 2020 roku autoryzowała do sprzedaży w USA system podgrzewania tytoniu produkowany przez PMI jako „produkt tytoniowy zmodyfikowanego ryzyka” (MRTP) w zakresie ograniczenia narażenia jego użytkowników na związki szkodliwe lub potencjalnie szkodliwe w porównaniu z paleniem papierosów. W konsekwencji FDA uznała go za „produkt właściwy dla promocji zdrowia publicznego”. Stany Zjednoczone od lat stawiają na politykę minimalizacji ryzyk zdrowotnych spowodowanych paleniem. W Polsce natomiast problem palenia papierosów wciąż jest poważny i przyczynia się bezpośrednio do ok. 80 tys. zgonów rocznie.
– W Polsce jest około 8 mln palaczy, a rynek papierosów jest bardzo duży i ku naszemu zdziwieniu rośnie – mówi Michał Mierzejewski. – Jesteśmy jednak przekonani, że tradycyjne papierosy trafią do muzeum. Przewidujemy, że w niektórych krajach może to nastąpić nawet za ok. 10–15 lat. Przyszłość jest jasna, jest definiowana przez naukę i nowatorskie wyroby tytoniowe.
Według niedawnego raportu Polskiej Akademii Nauk papierosy pali 28,8 proc. dorosłych Polaków i na przestrzeni ostatnich kilku lat ten odsetek zaczął rosnąć.
ZUS coraz szybciej się cyfryzuje. Większość funkcji jest już dostępna nie tylko przez PUE,...

Zakład Ubezpieczeń Społecznych wykorzystał okres pandemii do dalszej cyfryzacji. Obecnie to jeden z najbardziej zdigitalizowanych urzędów w Polsce. W sposób całkowicie automatyczny obsługiwane są wnioski rodzinne, m.in. o 500+ czy żłobkowe. Wszyscy przedsiębiorcy mają obowiązkowe konto na Platformie Usług Elektronicznych. Funkcjonuje też e-legitymacja emeryta i rencisty. Jeszcze w tym roku ma zostać uruchomiona aplikacja mobilna dla lekarzy. – Nasze działania uprawniają do stwierdzenia, że jesteśmy takim e-urzędem, czynnym siedem dni w tygodniu przez 24 godziny – podkreśla prof. Gertruda Uścińska, prezeska Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
– Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest w tej chwili nowoczesną instytucją pod względem procesów digitalizacji, automatyzacji czy też szeroko rozumianych reform cyfrowych. Dotyczy to różnego rodzaju obszarów, w szczególności nowego filaru zakładu, a więc usług na rzecz rodziny. Realizujemy w tej chwili obsługę ponad 17 mln wniosków składanych przez rodziców z tytułu świadczenia 500+ i innych świadczeń na rzecz rodziny. Wszystko odbywa się w sposób automatyczny – mówi agencji Newseria Biznes prof. Gertruda Uścińska.
Cyfryzacja ZUS przyspieszyła w czasie pandemii, kiedy wnioski w ramach Tarczy Antykryzysowej były przyjmowane wyłącznie elektronicznie. Już wcześniej jednak zakład wdrażał strategię, zgodnie z którą nowe usługi dla obywateli opierał na nowoczesnych rozwiązaniach. Dzięki elektronizacji możliwe było przejęcie przez ZUS obsługi programów rodzinnych. Wnioski można składać nie tylko przez Platformę Usług Elektronicznych, ale też aplikację mZUS. Dotyczy to zarówno świadczenia 500+, jak i programu Dobry Start, rodzinnego kapitału opiekuńczego i dofinansowania żłobków.
– Drugim ważnym filarem jest doprowadzenie do cyfryzacji współpracy z przedsiębiorcami, czyli odejście od tradycyjnych papierów, stworzenie poprzez profil na PUE kont, gdzie odbywają się wszystkie czynności pracodawców, opłacanie składek, zgłaszanie, wyrejestrowanie z ubezpieczenia, ale także pobór niezbędnych zaświadczeń do obrotu gospodarczego czy sądowego – wskazuje prezeska ZUS w wywiadzie podczas XXXII Forum Ekonomicznego w Karpaczu.
Do końca 2022 roku obowiązek posiadania profilu na PUE ZUS mieli płatnicy rozliczający składki za więcej niż pięć osób. Od 1 stycznia 2023 roku każdy płatnik składek ma taki obowiązek, a nowi płatnicy składek powinni samodzielnie zarejestrować swoje konto na PUE ZUS lub kogoś do niego upoważnić. W innym przypadku ZUS zrobi to za nich.
Platforma pozwala załatwić większość spraw związanych z ubezpieczeniami społecznymi w dowolnym miejscu i czasie. Płatnicy składek mogą składać wnioski do ZUS i korzystać z bezpłatnej aplikacji ePłatnik, przeznaczonej do obsługi dokumentów ubezpieczeniowych. Dzięki profilowi PUE przedsiębiorcy mogą też kontrolować stan rozliczeń z ZUS i samodzielnie tworzyć elektroniczne dokumenty z danymi z ZUS i przekazywać je do innych instytucji.
– Wojna w Ukrainie, z punktu widzenia dostosowania naszych nowoczesnych systemów do obsługi uchodźców, nas nie zaskoczyła. Włączyliśmy ich w system świadczeń na rzecz rodziny, rejestracji do systemu ubezpieczenia społecznego, jeżeli podejmują aktywność ekonomiczną czy procesu wypłaty świadczeń, do których nabywają prawo jako osoby ubezpieczone – zauważa prof. Gertruda Uścińska.
Liczba ubezpieczonych cudzoziemców wyniosła w maju 2023 roku 1 mln 85 tys. i wzrosła w stosunku do kwietnia br. o 8,3 tys. Największy wzrost dotyczy obywateli Ukrainy i Białorusi. Dzięki cyfryzacji ZUS był w stanie w szybkim czasie wypłacać także świadczenia rodzinne obywatelom innych krajów.
– Wszystkie nowe zadania, które wynikają z nowych ustaw przyjętych w 2023 roku, opieramy już na elektronicznych wnioskach, na obsłudze zdigitalizowanej, zautomatyzowanej. Nadajemy pewien kierunek działań w tym zakresie – przekonuje prezeska ZUS.
W tym roku ZUS ma uruchomić aplikację mobilną dla lekarzy, która jeszcze bardziej uprości i przyspieszy wystawianie zwolnień lekarskich. Już teraz funkcjonuje e-legitymacja emeryta i rencisty, która jest także dostępna do pobrania na stronie internetowej. To cyfrowy dokument z odwzorowaniem uprawnień emeryta lub rencisty, pozwalający im korzystać ze zniżek i ulg. W aplikacji mObywatel 2.0 będzie dostępna zakładka E-wizyta w ZUS, która pozwoli zdalnie załatwić sprawy związane z emeryturami, rentami czy prowadzeniem firmy. Możliwa będzie do tego wideorozmowa z pracownikiem ZUS. Zakład nie zapomina też o tych, którzy wolą tradycyjną usługę, czyli spotkanie w oddziale.
– My też obsługujemy seniorów, którzy wolą tę tradycyjną usługę, a więc to, że mogą złożyć wizytę w urzędzie, spotkać się z inną osobą, i to musimy uszanować. Z czasem na emeryturę więcej będzie przechodzić osób zdigitalizowanych, które korzystają z nowoczesnych rozwiązań, i większość rzeczy będą załatwiały przez internet. O ile te inne procesy, oparte na automatycznych rozwiązaniach, od początku projektujemy jako nowoczesny sposób, to w tym przypadku musimy mieć też fizyczny dostęp – tłumaczy prof. Gertruda Uścińska.
W aplikacji mObywatel 2.0 będzie dostępna zakładka E-wizyta w ZUS, która pozwoli zdalnie załatwić sprawy związane z emeryturami, rentami czy prowadzeniem firmy. Możliwa będzie do tego wideorozmowa z pracownikiem ZUS.
Zakład we współpracy z instytucjami finansowymi od wielu lat zachęca świadczeniobiorców do korzystania z bezgotówkowych form odbioru świadczeń. Od kilkunastu lat wypłaty świadczeń na rachunki bankowe stopniowo rosną. Jeszcze w 2005 roku było ich nieco ponad 40 proc. Teraz jest to ok. 78 proc. w przypadku rent i emerytur oraz 88 proc. w przypadku zasiłków.
Z postępem w cyfryzacji idzie też jednak wzrost w obszarze cyberzagrożeń, w szczególności dotyczących bezpieczeństwa danych klientów. Dlatego ten obszar wymaga szczególnej uwagi i znaczących inwestycji.
– Przeniesienie się w przestrzeń cyfrową wywołuje inne zagrożenia niż te, które znane nam są z tradycyjnego modelu funkcjonowania państwa i obsługi obywateli. Uczymy się bardzo dużo. Wiele instytucji się specjalizuje w tym obszarze i trzeba ponosić duże nakłady, żeby to bezpieczeństwo zapewnić – podkreśla prezeska ZUS.
Ultraszybka sieć 5G uruchomiona na Politechnice Śląskiej. Posłuży do testowania nowoczesnych rozwiązań dla przemysłu

Zainteresowanie rodzimych przedsiębiorstw rozwijaniem innowacji opartych na 5G jest coraz większe. Możliwość przetestowania 5G w praktyce stwarza im showroom technologiczny na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. W tamtejszym Centrum Testowania Technologii Przemysłu 4.0 – przy współpracy z Orange Polska i APA Group – została uruchomiona ultraszybka wewnętrzna sieć kampusowa 5G, która posłuży do tworzenia i testowania nowoczesnych rozwiązań bazujących na tej technologii.
– Lokalna sieć 5G, która została właśnie uruchomiona na Politechnice Śląskiej, nie jest przeznaczona do telefonii komórkowej. Ta sieć służy do przesyłania informacji w ramach internetu rzeczy pomiędzy czujnikami, sensorami, komputerami, pomiędzy systemami wytwórczymi, smart city, energetycznymi etc. Ona stwarza ogromne możliwości przetwarzania danych, sprzęgania rozwiązań takich jak robotyka i zautomatyzowane linie produkcyjne z technologiami sztucznej inteligencji. To jest przeniesienie nas na wyższy poziom rozwoju technologicznego – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes prof. dr hab. inż. Arkadiusz Mężyk, rektor Politechniki Śląskiej.
Dzięki współpracy Orange Polska, APA Group i Politechniki Śląskiej w Gliwicach na tej uczelni powstał właśnie unikalny showroom technologiczny, w którym polskie przedsiębiorstwa i przedstawiciele przemysłu, ale także społeczność uczelniana i studenci mogą w praktyce przetestować innowacje bazujące na technologii 5G.
– To jak na razie jedyna w Polsce sieć kampusowa na uczelni wyższej. Pozwala nam na pokazywanie i rozwijanie technologii, które będą potrzebne w przyszłości – mówi dr hab. inż. Anna Timofiejczuk, prof. Politechniki Śląskiej, dziekan tamtejszego Wydziału Mechanicznego Technologicznego.
Studenci, wykładowcy, przedsiębiorcy czy przedstawiciele przemysłu mogą dzięki temu prowadzić projekty z wykorzystaniem technologii 5G zarówno na miejscu, w murach uczelni, jak i w pełni zdalnie wybrać produkt, a następnie wytworzyć go, monitorując w czasie rzeczywistym każdy etap procesu produkcyjnego z zastosowaniem takich elementów jak AI, Big Data czy machine learning. Po zakończonym procesie dostaną przyjazny raport z oznaczeniem wskaźników jakości, wydajności, kosztów, zużycia energii czy emisji CO2.
– Dzięki temu, że mamy centrum i sieć, na Politechnice Śląskiej możemy, po pierwsze, prowadzić badania, po drugie, kształcić, po trzecie, zmieniać kompetencje, a po czwarte, pokazywać osobom, które boją się nowych technologii, jak można je wykorzystać – mówi dr hab. inż. Anna Timofiejczuk.
– W tej chwili musimy się też zastanowić nad nowym systemem kształcenia dla przemysłu przyszłości. Postęp technologiczny jest tak szybki, że wiedza, która znajduje się w podręcznikach, bardzo szybko się dezaktualizuje – zauważa prof. Arkadiusz Mężyk.
Projekt zrealizowany przez Orange Polska na Politechnice Śląskiej to dla operatora już czwarte w Polsce wdrożenie sieci kampusowej 5G. Poprzednie zostały uruchomione w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, w fabryce Miele w Ksawerowie i w fabryce Nokii w Bydgoszczy. Grupa Orange ma na tym polu spore doświadczenie także na innych rynkach europejskich.
– Trzy poprzednie wdrożenia w Polsce dotyczyły biznesu. Uczelnia jest dla nas czymś nowym, ale bardzo ważnym, ponieważ wiemy, że tutaj właśnie mogą powstać nowe rozwiązania. Uczelnie mogą testować i sprawdzać, jak wykorzystać tę sieć 5G najlepiej – mówi Małgorzata Ciechomska, dyrektorka smart city w Orange Polska. – Sieć 5G maksymalnie przyśpieszy przesył danych, zmniejszy opóźnienia do niemal niezauważalnego poziomu i umożliwi komunikację bardzo wielu czujników i urządzeń na małej przestrzeni. To z kolei doprowadzi do większej robotyzacji, automatyzacji, zapewni precyzyjną pracę tych urządzeń.
Sieć 5G, czyli nowa generacja transmisji danych, zapewnia szybką i niezawodną łączność wielu urządzeń IoT bez kilometrów kabli. Czujniki i sensory monitorują każdy etap procesu, co pozwala analizować i optymalizować go niemal w czasie rzeczywistym. Co istotne rozwiązania oparte na tej technologii są dla firm łatwe w rozbudowie i integracji, a przy tym relatywnie tanie.
– Perspektywy największych korzyści, jakie płyną z wykorzystania 5G, otwierają się m.in. przed takimi branżami jak logistyka, transport i produkcja przemysłowa – mówi ekspertka Orange Polska.
Rozwiązania wykorzystujące 5G już w tej chwili przyspieszają transformację cyfrową firm, automatyzując cykle produkcyjne, procesy dystrybucji i logistykę. Wykorzystanie tej technologii umożliwia m.in. szkolenie pracowników przy użyciu wirtualnej rzeczywistości czy cyfrowe wsparcie stanowisk pracy dzięki inteligentnym okularom z systemem rozszerzonej rzeczywistości.
Z badań zrealizowanych dla Orange’a wśród polskich firm różnej wielkości wynika, że ponad 80 proc. z nich postrzega 5G jako technologię atrakcyjną i przydatną w prowadzonej działalności biznesowej. Ponad 70 proc. uważa też, że 5G pomoże im ulepszyć oferty biznesowe i przyniesie nowe możliwości. Podobny odsetek deklaruje, że będzie niedługo potrzebować wsparcia dostawcy usług telekomunikacyjnych przy rozwijaniu i testowaniu usług 5G lub przy zastosowaniu kolejnych generacji sieci 5G.
– Sieć 5G to jest brakujący element w przemyśle 4.0. To jest zwieńczenie procesu cyfryzacji, transformacji cyfrowej przedsiębiorstw – podkreśla dr inż. Artur Pollak. – Ta technologia generuje bardzo duże oszczędności, np. eliminując okablowanie, które jest, po pierwsze, drogie, a po drugie, często ulega jakimś uszkodzeniom. Sieć 5G transmituje dane z bardzo dużą prędkością i precyzją.
Jak wskazuje, z perspektywy firm przyspieszenie transmisji danych, wyeliminowanie opóźnień i zwiększenie liczby podłączonych do sieci urządzeń na 1 km2 jest kluczowe. Chodzi bowiem o to, aby na terenie fabryk, magazynów, biur i centrów logistycznych można było instalować więcej komunikujących się ze sobą urządzeń i czujników. Umożliwiają one bieżące diagnozowanie problemów, szybkie reagowanie i optymalizację procesów. A to przyczynia się np. do poprawy koordynacji ruchu automatów i robotów wykorzystywanych w produkcji, zwiększając jednocześnie bezpieczeństwo pracy człowieka.
– Jeżeli weźmiemy pod uwagę klasyczne pętle sterowania, to przemysł jest przygotowany do tego, żeby wynik pewnej operacji był widoczny po około 50 ms. Natomiast sieć 5G umożliwia transmisję danych z prędkością do 1 ms. Mówimy więc o tym, że na 1 km2 możemy umieścić 1 mln sensorów i możemy go odpytywać co 1 milisekundę, by dostawać z niego informacje zwrotne – mówi prezes zarządu APA Group.
Gdańsk na kilka dni stał się europejską stolicą fachowców. Na zawody EuroSkills przyjechało blisko...

EuroSkills, czyli największe europejskie konkursy umiejętności zawodowych, w tym roku po raz pierwszy w historii odbywają się w Polsce. Z tej okazji do Gdańska przyjechało kilkadziesiąt tysięcy gości z całego kontynentu, a blisko 600 młodych ludzi, reprezentujących 42 zawody i branże, rywalizują o miano światowej klasy specjalistów w swoim fachu. Tym zmaganiom przyglądają się kibice, eksperci, jury, ale i pracodawcy – w tym też czołowe globalne korporacje – którzy często wyławiają talenty z grona finalistów.
– Zawody WorldSkills Europe, które odbywają się właśnie w Gdańsku, to wydarzenie, podczas którego wszyscy interesariusze szeroko pojętego świata edukacji branżowej – nie tylko szkoły branżowe, ale i uczelnie wyższe, a także biznes i świat przemysłu – spotykają się w jednym miejscu. Mamy tu młode talenty z całej Europy, z 32 krajów. To jest blisko 600 zawodników, którzy wcześniej wygrali swoje eliminacje krajowe, przeszli wiele etapów weryfikacji i są w stanie pokazać to, co najlepsze w poszczególnych branżach, które reprezentują – mówi agencji Newseria Biznes dr hab. Paweł Poszytek, dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji, która odpowiada za organizację EuroSkills Gdańsk 2023.
Odbywające się co dwa lata międzynarodowe zawody EuroSkills są nazywane igrzyskami olimpijskimi zawodów branżowych. Inicjatywa, której celem jest m.in. wzmocnienie popularności szkolnictwa zawodowego, w tym roku po raz pierwszy odbywa się w Polsce. 5–9 września 2023 roku w Polsat Plus Arena Gdańsk 576 młodych ludzi w wieku poniżej 25 lat rywalizuje o szansę zostania najlepszymi w Europie w wybranych obszarach swojej specjalizacji zawodowej. Mierzą się w 42 różnych dyscyplinach branżowych – od najnowszych technologii komputerowych i robotyki po gotowanie, spawanie czy florystykę – a kibicuje im wielotysięczna publiczność.
– Mamy tu zawody tradycyjne, takie jak gotowanie, dekarka, stolarka, instalacje elektryczne i hydrauliczne czy obsługa maszyn, ale mamy też supernowoczesne zawody, jak integracja robotów przemysłowych, cyfrowa architektura, chmura obliczeniowa czy przemysł 4.0. To wszystko są branże, które definiują zdrowo rozwijającą się gospodarkę i zawody najczęściej występujące na rynku pracy – mówi dr hab. Paweł Poszytek. – Wszystkie kraje w Europie mocno aspirują do tego, żeby organizować te zawody. Federacja zawierzyła nam, że spełniamy w Polsce wszystkie standardy i jesteśmy w stanie to zrobić. W tym roku mamy też 41 zawodników z Polski, którzy będą rywalizować w 36 branżach, więc mamy apetyt na wiele medali.
Zawodnicy, którzy biorą udział w EuroSkills, szkolą i przygotowują się do zawodów przez kilka lat. Mają swoich kibiców i są wspierani przez oficjalne delegacje krajowe. Ich zadaniem jest zrealizowanie projektu lub ukończenie serii zadań w mocno napiętych ramach czasowych i zgodnie z najwyższymi standardami zawodowymi dla danej branży. W tym roku ich umiejętności ocenia w sumie 572 ekspertów, reprezentujących świat edukacji i biznesu.
– Korzyści płynące z uczestnictwa w tych zawodach są dla nich przeogromne – mówi dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji. – Brytyjczycy robią badania, z których wynika, że młodzi ludzie, którzy wiele miesięcy się przygotowywali do tych zawodów – i nieważne, czy zdobyli medale, czy nie – zarabiają średnio o kilkanaście tysięcy funtów rocznie więcej niż ich koledzy i koleżanki na podobnych stanowiskach, z podobnych miast, szkół czy z podobną edukacją. Sam fakt tego, że przeszli przez szczeble eliminacji, zdobyli międzynarodowe doświadczenie, zetknęlli się z biznesem, bardzo wiele daje młodym ludziom w rozwoju ich kompetencji. Są też badania pokazujące, że każda złotówka czy funt zainwestowany w samą tę inicjatywę zwraca kilkukrotnie do gospodarki.
Zawodnicy, którzy biorą udział w konkursie EuroSkills, mają szansę podpatrzeć rozwiązania stosowane w innych krajach, nauczyć się czegoś nowego i podnieść swoje kwalifikacje do najwyższych, światowych standardów. Jednak odbywające się w Gdańsku zawody to też szansa dla firm i pracodawców, którzy często wyławiają talenty z grona finalistów i oferują im zatrudnienie.
– Podam przykład ze Stanów Zjednoczonych – na koniec ich krajowych rozgrywek zjeżdżają się HR-owcy wszystkich dużych firm i po prostu wyławiają tam talenty. Często mówi się, że to wyławianie talentów jest ważnym elementem tej całej gry. Te talenty tutaj są, więc zapraszamy do Gdańska, gdzie mamy w tej chwili 600 utalentowanych, młodych ludzi i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby polskie firmy również ich rekrutowały. I nasi zawodnicy dzięki WorldSkills często wyjeżdżają za granicę na staże i szkolenia, ale z naszych badań wynika, że w znaczącej większości przypadków potem wracają do Polski, tutaj zakładają swoje biznesy, tutaj chcą się rozwijać i wykorzystać swój potencjał – mówi dr hab. Paweł Poszytek.
Jak podkreśla, ta międzynarodowa impreza to platforma, gdzie spotykają się wszystkie zainteresowane strony: młodzi wykształceni ludzie, przedsiębiorcy i edukacja.
– We wszystkich dyskusjach, na różnego rodzaju kongresach gospodarczych czy edukacyjnych, bardzo często pojawia się temat tego, jak łączyć te dwa światy, jakiego rodzaju kompetencje edukacja powinna dostarczać na rynek pracy, jakich kompetencji potrzebują pracodawcy, przemysł, biznes. Ta dyskusja się toczy w różnych odsłonach – przedsiębiorcy czasem narzekają, że szkoły nie przygotowują kandydatów do pracy tak, jak oni by chcieli, z kolei szkoły nie są w stanie nadążyć za szybkim rozwojem technologii. Trudno jednak wymagać od szkoły, żeby co kilka lat wymieniała sprzęt w wysoce stechnologizowanej branży, bo np. obrabiarka cyfrowa to jest koszt około ćwierć miliona dolarów. Nie da się więc prowadzić efektywnie tej edukacji, przygotowywać kadry na rynek pracy bez ścisłej współpracy tych dwóch światów. A WorldSkills pokazuje, jak to robić w praktyce – podkreśla dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji.
Zawody EuroSkills Gdańsk 2023 – będące europejskim etapem kwalifikacji do zawodów WorldSkills na poziomie globalnym – są otwarte dla publiczności, a wstęp jest wolny. Wymagana jest jednak rejestracja online na stronie wydarzenia.
Sztuczna inteligencja wykazuje zdolności twórcze na poziomie najbardziej kreatywnych ludzi. To może wynieść prace...

Naukowcy z Montany dowiedli, że ChatGPT prześciga większość ludzi pod kątem zdolności generowania dużej liczby pomysłów i nowatorskich rozwiązań. Poddali sztuczną inteligencję standardowym testom oceniającym kreatywność, w których osiągnęła lepsze wyniki niż zdecydowana większość studentów, plasując się w 1 proc. najlepszych pod względem oryginalności. To może wynieść prace nad innowacyjnymi rozwiązaniami na nowy poziom i zmienić postrzeganie kreatywności. Już dziś algorytmy są wykorzystywane m.in. przy opracowywaniu nowych leków.
– Niektórzy ludzie są zaskoczeni tym, że sztuczna inteligencja wykazuje się zdolnościami twórczego myślenia, ale jeśli cofniemy się do samych jej początków, okaże się, że jej założyciele twierdzili otwarcie, że ich celem było stworzenie symulacji zdolności twórczego myślenia. Starali się stworzyć symulację inteligencji, a kreatywność jest jej częścią. Twórcy SI bardzo konkretnie określili swój cel i użyli słowa „kreatywność” w pierwszych dokumentach, które miały przybliżyć założenia dotyczące potencjalnych osiągnięć sztucznej inteligencji – mówi agencji Newseria Innowacje Erik Guzik z Uniwersytetu w Montanie.
Naukowcy skorzystali z testu twórczego myślenia Torrance’a (TTCT), od dziesięcioleci używanego do badania ludzkiej kreatywności. Pozwala ocenić kreatywność pod kątem kilku czynników mających wpływ na twórcze myślenie. Są to m.in: płynność (umiejętność tworzenia wielu pomysłów), elastyczność (zdolność tworzenia pomysłów, dzięki którym można rozwiązać problemy na różne sposoby), oryginalność (tworzenie unikalnych pomysłów) oraz staranność (uzupełnienie proponowanego rozwiązania o więcej szczegółów).
– Zdecydowaliśmy, że będzie to ciekawy przedmiot badania, ponieważ ChatGPT i GPT-4 radzą sobie bardzo dobrze z innymi testami, zazwyczaj wykazując się cechami takimi jak pamięć czy rozległa wiedza. Wraz z innymi badaczami stwierdziliśmy, że GPT-4 jest zdolny do tworzenia kreatywnych odpowiedzi na zadania. Co ciekawe OpenAI rozpowszechnia informację, że według nich GPT-4 jest bardziej kreatywny od GPT-3. Jest to interesujące samo w sobie. To nas zmotywowało do rozpoczęcia tego badania, aby się przekonać o kreatywności GPT-4, mierząc płynność, elastyczność i oryginalność odpowiedzi wygenerowanych przez GPT-4 w teście twórczego myślenia Torrance&HASH39;a – wyjaśnia badacz.
Naukowcy przesłali do oceny osiem odpowiedzi wygenerowanych przez ChatGPT (oparty na silniku GPT-4) oraz grupę kontrolną składającą się z 24 studentów Uniwersytetu w Montanie. Wyniki zostały porównane z wynikami 2,7 tys. studentów z całego kraju, którzy przystąpili do testu TTCT w 2016 roku. Ocenę powierzono Scholastic Testing Service (STS) – systemowi, który nie wiedział, że w badaniu brała udział sztuczna inteligencja. Co istotne TTCT jest chronionym materiałem zastrzeżonym. Wobec tego ChatGPT nie mógł uzyskać informacji o teście w internecie lub w publicznej bazie danych. Analiza STS wykazała, że ChatGPT osiągnął wybitne wyniki, plasując się w górnym percentylu pod kątem płynności i oryginalności. Spadł nieco pod względem elastyczności – do 97 percentyla.
– Wiedzieliśmy, że jeśli możemy pokazać, że SI dobrze sobie radzi z czymś, co jako ludzie uważamy za kreatywne, prawdopodobnie będzie to miało różne konsekwencje. Być może skłoni nas do ponownego zastanowienia się nad tym, czym dla nas jest kreatywność. Naszym zdaniem nie jest to nic magicznego. Jest to proces, z którym jako ludzie radzimy sobie bardzo dobrze, jeśli chodzi o łączenie różnych zasobów i informacji źródłowych na rozmaite sposoby, aby spełnić określone potrzeby. Jest to naprawdę niezwykła umiejętność, ale można się jej nauczyć, można ją rozwijać i wytrenować – przekonuje Erik Guzik. – Miejmy nadzieję, że będziemy to w stanie dostrzec jako jeden z wyników tego badania. Jeśli możemy wyszkolić sztuczną inteligencję, żeby była kreatywna, z pewnością możemy także sami rozwijać swoją kreatywność.
Jego zdaniem wyniki badania mogą pomóc w zrozumieniu, że ludzie są w stanie podnosić swoje zdolności twórczego myślenia i za pomocą opracowanych narzędzi oraz sztucznej inteligencji rozwiązywać problemy na różne sposoby.
– Im więcej stworzymy pomysłów i im bardziej będą się one różnić od siebie, im efektywniej będziemy mogli rozwiązywać problemy na różne sposoby, tym więcej innowacji odpowiadających na potrzeby ludzi będziemy obserwować przy realizacji przedsięwzięć. Jednym z bezpośrednich skutków rozwoju kreatywności SI będzie powstanie nowego rodzaju innowacji i prawdopodobnie najlepszych warunków dla innowacyjności, jakich ludzkość miała okazję doświadczyć. Będzie to więc wpływ skali makroekonomicznej. W mniejszej skali będzie to wpływać na sposób wykonywania pracy, reagowania na potrzeby, projektowania nowych produktów, ich dystrybucji i podejścia do tworzenia nowych produktów i usług na rynku – przewiduje Erik Guzik.
Jedną z firm, która już wykorzystuje kreatywność SI, jest start-up biotechnologiczny Insilico Medicine. Niedawno, jako pierwszy na świecie, wprowadził do drugiej fazy badań klinicznych z udziałem pacjentów pierwszy lek odkryty i zaprojektowany przez generatywną sztuczną inteligencję. Preparat może być nadzieją dla pacjentów cierpiących na idiopatyczne włóknienie płuc prowadzące do niewydolności oddechowej.
Z. Berdychowski: Transformacja energetyczna jest obecnie jednym z najważniejszych wyzwań. Wprowadzane zmiany dotkną każdego...

Transformacja energetyczna i związane z nią wyzwania będą w tym roku jednym z głównych tematów XXXII Forum Ekonomicznego, które będzie się odbywać 5–7 września w Karpaczu. – Obok wojny, która toczy się za naszą wschodnią granicą, to dziś największe wyzwanie, które przed nami stoi i które dotknie każdego Europejczyka – podkreśla Zygmunt Berdychowski, przewodniczący Rady Programowej tego wydarzenia. Jak ocenia, realizacja założeń transformacji energetycznej i klimatycznej w pierwszym okresie osłabi konkurencyjność europejskiej i polskiej gospodarki. Biorąc pod uwagę liczbę wyzwań, które UE będzie musiała pokonać na drodze do neutralności, przyjęty przez nią harmonogram może się okazać zbyt ambitny.
– Jesteśmy dzisiaj w przededniu rewolucji, którą niesie z sobą transformacja energetyczna – mówi agencji Newseria Biznes Zygmunt Berdychowski. – Instalacja wiatraków czy paneli fotowoltaicznych oznacza, że musimy, po pierwsze, zapewnić infrastrukturę do tego, aby możliwe było wykorzystanie wyprodukowanej w ten sposób energii. Po drugie, musimy stworzyć infrastrukturę do tego, aby tę energię magazynować, a po trzecie – mechanizmy pozwalające zużywać jej jak najmniej.
Pod koniec 2019 roku UE przyjęła jako cel polityczny osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Drogę do realizacji tego celu wyznacza pakiet regulacji Fit for 55, którego głównym założeniem jest redukcja emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. do 2030 roku (w stosunku do 1990 roku). Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę UE została jednak zmuszona do zrewidowania swoich planów transformacji. W maju 2022 roku Komisja Europejska przyjęła plan RePowerEU, zakładający m.in. dywersyfikację kierunków dostaw surowców, większe inwestycje w OZE oraz rozwój rynku wodoru i biopaliw. REPowerEU przewiduje jeszcze wyższe cele w zakresie poprawy efektywności energetycznej i zużycia energii z OZE niż pakiet Fit for 55 oraz zawiera dodatkowe działania wspierające niezależność energetyczną Europy.
W Polsce założenia transformacji energetycznej są realizowane głównie na podstawie dokumentów strategicznych – „Polityki energetycznej Polski do 2040 roku” (PEP2040) oraz „Krajowego planu na rzecz energii i klimatu na lata 2021–2030” (KPEiK). W tej chwili oba te dokumenty są jednak w trakcie aktualizacji, ponieważ powstały przed planowanym zwiększeniem celów redukcyjnych i przyśpieszeniem działań efektywnościowych zawartych w pakietach Fit for 55 i REPowerEU. Prace nad nimi zostaną najprawdopodobniej wznowione po jesiennych wyborach, ale kierunek jest niezmienny – Polska będzie ograniczała udział paliw kopalnych w swoim miksie energetycznym i inwestowała w źródła niskoemisyjne. Do 2049 roku planuje się w naszym kraju całkowite odejście od wydobycia węgla, który zostanie zastąpiony m.in. przez offshore i energetykę jądrową.
Transformacja w Polsce będzie jednak wymagać ogromnych nakładów finansowych. Według analityków EY (raport „Polska ścieżka transformacji energetycznej”) do 2030 roku mogą one wynieść 135 mld euro, czyli ok. 600 mld zł. Na tyle szacowane są kompleksowe potrzeby inwestycyjne polskiej energetyki wraz z ciepłownictwem oraz działania osłonowe. Z kolei w dłuższej perspektywie czasowej skala inwestycji i wyzwań polskiej energetyki, dążącej do osiągnięcia zeroemisyjności, będzie jeszcze większa – według wyliczeń zawartych w raporcie EY do 2050 roku może sięgnąć nawet 200 mld euro, czyli ponad 900 mld zł.
– My jesteśmy na samym początku tej trudnej drogi. I trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że, po pierwsze, to jest proces, z którym wiążą się ogromne wydatki, i, po drugie, to jest sytuacja, w której musimy całkowicie przemodelować dotychczasowe bezpieczeństwo energetyczne. Czy ten proces uda się zrealizować w takim tempie, o jakim mówią nasi partnerzy w Europie? Mam co do tego poważne obawy. Przykład z rozwiązaniem problemów w zakresie gospodarki wodno-ściekowej uczy pokory zarówno optymistów w Polsce, jak i urzędników Komisji Europejskiej i pokazuje, że nie wszystko, co chcemy, może nam się udać w założonym czasie – mówi Zygmunt Berdychowski.
Jednym z głównych problemów do rozwiązania na ścieżce do neutralności klimatycznej będzie m.in. ogromne uzależnienie Europy od importu paneli fotowoltaicznych i ogniw litowo-jonowych z Chin. Państwo Środka kontroluje w tej chwili produkcję akumulatorów (w 2022 roku na chińskie fabryki przypadało 77 proc. globalnej produkcji) i – według prognoz BloombergNEF – jego dominacja nie skończy się prędko. Europa co najmniej do 2027 roku będzie więc skazana na import, co może stanowić zagrożenie nie tylko dla przebiegu transformacji energetycznej, ale i elektryfikacji transportu oraz bezpieczeństwa systemu energetycznego.
– Optymiści mówią, że transformacja energetyczna w Polsce jest szansą na stworzenie nowych miejsc pracy i dodatkowy rozwój. Pesymiści wskazują, że w tej chwili ok. 86 proc. paneli PV instalowanych w Europie jest produkowane w Chińskiej Republice Ludowej i eksportowane do Europy. Ja nie wierzę, że w krótkim czasie będzie możliwe zastąpienie chińskich firm i technologii przedsiębiorstwami niemieckimi, polskimi czy francuskimi, to jest niemożliwe. Poziom uzależnienia Europy od paneli PV z Chin jest niewiarygodny i proces odchodzenia od tego będzie trwał długo – mówi przewodniczący Rady Programowej Forum Ekonomicznego w Karpaczu. – Musimy też mieć świadomość, że pierwiastki ziem rzadkich, które są podstawą do produkcji paneli czy wiatraków, też są w większości zmonopolizowane przez Chiny. Ceny litu w ciągu ostatnich pięciu lat wzrosły prawie sześciokrotnie, a rząd Chin obłożył eksport cłami, bo lepiej jest eksportować gotowe baterie litowo-jonowe. Niedługo możemy być świadkami sytuacji, w której eksport baterii litowo-jonowych do samochodów elektrycznych produkowanych w Europie też zostanie obłożony cłami.
Ekspert ocenia, że realizacja założeń transformacji energetycznej i klimatycznej, związana z wdrażaniem unijnego pakietu Fit for 55, w pierwszym okresie z pewnością osłabi konkurencyjność europejskiej i polskiej gospodarki.
– Liczenie na to, że poprzez wprowadzenie podatku od śladu węglowego na granicach zewnętrznych UE wzmocnimy konkurencyjność europejskiego przemysłu, np. motoryzacyjnego, jest iluzją. W praktyce o potędze tego przemysłu nie decyduje fakt, że te samochody są produkowane w Europie, tylko to, że mogą one być sprzedawane na rynkach zewnętrznych. A jeżeli wprowadzimy podatek od śladu węglowego – tak jak zadeklarowała niedawno Komisja Europejska – to nasi partnerzy, w tym również Chiny, już zadeklarowały, że podejmą kroki odwetowe i na swoich granicach również będą wprowadzać podatki, opłaty, cła, które uniemożliwią obecność europejskich towarów na ich rynkach – mówi Zygmunt Berdychowski. – Jednym słowem myślenie o tym, że – nie mając jeszcze wystarczająco dobrze dopracowanych technologii, jak na przykład ma to miejsce z technologią wodorową – możemy przeprowadzić rewolucję w Europie, jest iluzją. Tak samo nie możemy funkcjonować w oparciu o odnawialne źródła energii, nie mając do dyspozycji magazynów energii. Mówienie o rewolucji w tym zakresie jest przedwczesne, niepotrzebne i naraża nas na dodatkowe koszty.
Przewodniczący Rady Programowej Forum Ekonomicznego w Karpaczu zauważa też, że realizacja Zielonego Ładu, czyli flagowej inicjatywy KE, w praktyce może oznaczać podział i powstanie Europy dwóch prędkości. Jedna jej część ma zasoby do tego, żeby szybciej przeprowadzić u siebie transformację energetyczną, a inne kraje – w tym Polska, której energetyka wciąż w bardzo dużym stopniu opiera się na węglu – będą mieć bardziej utrudnioną ścieżkę dojścia do neutralności klimatycznej.
– Dla nich horyzont czasowy, który został zarysowany, jest zdecydowanie zbyt ambitny – mówi ekspert. – To, co się zresztą dzieje w gospodarce europejskiej również w tym roku, pokazuje, że nawet orędownicy Fit for 55 godzą się z faktem, że Niemcy uruchamiają dodatkowe kopalnie węgla brunatnego, który zresztą najbardziej zanieczyszcza naszą atmosferę. Uruchamiają je nie dlatego, że chcieliby zerwać z ambitną polityką klimatyczną, ale ponieważ zdają sobie sprawę, że w przypadku braku odpowiednich warunków musi istnieć system, który będzie w stanie zapewnić energię dla gospodarki.
Transformacja energetyczna i związane z nią wyzwania będą w tym roku jednym z głównych tematów XXXII Forum Ekonomicznego w Karpaczu, które będzie się odbywać od 5 do 7 września. To największe takie wydarzenie w Europie Środkowo-Wschodniej, które tradycyjnie już skupia polityków, ekspertów, naukowców, przedstawicieli biznesu i administracji nie tylko z Polski, ale i wielu innych krajów Europy, USA i świata oraz wielu instytucji unijnych.
– Podczas Forum Ekonomicznego chcemy zrealizować kilka ścieżek, które będą poświęcone problematyce transformacji energetycznej. To np. ścieżka Zrównoważony Rozwój, Ochrona Środowiska czy Biznes i Zarządzanie. Jak ważna jest to problematyka? Myślę, że dzisiaj obok wojny to jest największe wyzwanie, które stoi przed nami, niezależnie od tego, w której części Europy żyjemy, i niezależnie od tego, czy prowadzimy przedsiębiorstwo, czy wykładamy na uczelni, czy mamy dom, czy tylko mieszkanie. To są zmiany, które dotkną każdego Europejczyka – mówi Zygmunt Berdychowski.
Polskim start-upom biotechnologicznym trudniej jest pozyskiwać środki od inwestorów finansowych w dobie wysokich stóp...

Zainteresowanie polskimi spółkami biotechnologicznymi ze strony zagranicznych inwestorów finansowych jest obecnie niewielkie ze względu na środowisko wysokich stóp procentowych, które uatrakcyjnia inne aktywa, dające szybsze zwroty. Dekoniunktura panuje na rynku publicznym, łatwiej o prywatne finansowanie z funduszy venture capital, choć i ten rynek ma się gorzej niż w latach 2021–2022. Innowacyjnym start-upom pomogłoby zwiększenie nakładów na badania i rozwój.
– Start-upom biotechnologicznym dzisiaj jest o wiele łatwiej pozyskać finansowanie niż jeszcze pięć czy 10 lat temu, dzięki temu, że funkcjonuje już bardzo szeroki ekosystem finansowania start-upów, w tym również biotechnologicznych – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Tomasz Bardziłowski, dyrektor zarządzający, doradca zarządu Ipopema Securities. – Mamy wyspecjalizowane fundusze venture capital, mamy wielu inwestorów prywatnych, aniołów biznesu, mamy wreszcie rynek publiczny, na którym działają fundusze inwestycyjne. Zarządzający specjalizują się również w patrzeniu i wycenianiu ryzyka biotechnologicznego. Na rynku publicznym mamy do czynienia z okresem dekoniunktury, mam nadzieję przejściowym, finansowanie jest nieco łatwiejsze na rynku prywatnym, gdzie cały czas fundusze venture capital są aktywne.
Sektor biotechnologiczny tworzą spółki innowacyjne, ale często dopiero rozpoczynające swoją działalność. Inwestowanie w nie wiąże się dla inwestora z dużym ryzykiem, ale w razie powodzenia także z szansą na zysk wielokrotnie wyższy niż w przypadku spółek „starej” ekonomii. Nie jest to jednak zysk, na który można liczyć w krótkim terminie; rozwój spółki może potrwać kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Długi jest także czas opracowania nowego leku czy terapii, a także badań nad ich skutecznością. W środowisku wysokich stóp procentowych, z którymi mamy do czynienia na większości głównych światowych rynków, inwestorzy zwracają się w stronę innych aktywów, np. obligacji, które oferują wysoki kupon.
Zdaniem Tomasza Bardziłowskiego koniunktura ma szansę się poprawić, ale dopiero w momencie, gdy stopy procentowe zaczną spadać. W Polsce obniżka spodziewana jest już we wrześniu. Globalny sentyment zależy jednak od poczynań banku centralnego USA, czyli Rezerwy Federalnej. Jej szef zapowiedział w Jackson Hole, że Fed jest zdeterminowany, by doprowadzić inflację do celu (wynosi on 2 proc., a inflacja 3,2 proc.), ale że będzie postępował ostrożnie. Obniżki w przyszłym roku nie są więc wykluczone. To poprawi sentyment także na polskim rynku.
– Niestety obecnie nie widzimy większego zainteresowania zagranicznych inwestorów finansowych polskimi spółkami biotechnologicznymi czy polskim rynkiem biotechnologicznym – stwierdza doradca zarządu Ipopema Securities. – Z drugiej strony, jeżeli chodzi o inwestorów strategicznych z big pharma, to tutaj właśnie spółki biotechnologiczne szukają walidacji wewnętrznej, szukają możliwości sprzedaży czy partneringu sprzedaży swoich najlepszych projektów. I takie transakcje mają miejsce. Mieliśmy kilka spektakularnych sukcesów w zeszłym roku w Polsce. Spółki takie jak Ryvu Therapeutics, Scope Fluidics, Polpharma Biologics czy inne pozyskały do swoich projektów partnerów z pierwszej ligi światowej.
Ekspert wskazuje, że w procesie szukania finansowania warto się zwrócić do doradcy, który rozpozna, na jakim etapie jest start-up i na jakie finansowanie może liczyć: czy powinien się ubiegać o wejście na rynek publiczny, czy wystąpić o grant z dotacji unijnych, poprzez PARP, NCBIR lub BGK, czy też o wsparcie funduszy venture capital. Tomasz Bardziłowski ocenia, że w Polsce ekosystem funduszy działa już na tyle aktywnie, że warto z nimi rozpocząć rozmowę o finansowaniu.
Z raportu PFR Ventures i Inovo VC „Transakcje na polskim rynku VC w 2Q 2023” wynika, że w tym czasie przez polski rynek VC przepłynęło 429 mln zł. To łączna wartość kapitału, który polskie i zagraniczne fundusze zainwestowały w 116 rodzimych, innowacyjnych spółek. Patrząc na dane w ujęciu półrocznym, odnotowano spadek o 70 proc. względem pierwszych sześciu miesięcy w roku poprzedzającym i w 2021 roku. Równocześnie liczba transakcji cały czas wzrasta. Mimo spadku jest to też wyraźnie lepszy wynik niż przed 2020 rokiem.
– Polski sektor start-upów nadal jest na takim etapie, gdzie jeszcze dużo możemy oczekiwać. Patrząc na inne kraje, które cały swój wzrost gospodarczy oparły o sektor start-upów, takie jak Izrael, gdzie przede wszystkim wydatki na badania i rozwój są dużo wyższe niż w Polsce, tam również poziom innowacji, sukcesu globalnego start-upów czy innowacyjnych projektów jest dużo wyższy – mówi dyrektor zarządzający Ipopema Securities. – W Polsce dużo zostało zrobione, mamy bardzo dobre finansowanie grantowe, mamy ekosystem funduszy venture capital, a nadal wydatki ogólne na badania i rozwój są dosyć niskie. To jest 1,5 proc. PKB, poniżej średniej unijnej i poniżej tych krajów, które są w czołówce światowej, które wydają 3–5 proc. PKB na badania i rozwój.
Spożycie alkoholu i fobia społeczna idą ze sobą w parze. Dane z USA i...

Nadmierne spożycie alkoholu to problem społeczny, który może być potęgowany przez fobię społeczną. Zaburzenie to włącza się w sytuacjach konfrontacji z innymi ludźmi, gdy dana osoba może być przez nich obserwowana czy oceniana. – Mamy ewidentne potwierdzenie, że fobia społeczna jest czynnikiem ryzyka choroby alkoholowej – mówi Tom H. Rosenström z Uniwersytetu Helsińskiego, który przeanalizował dotyczące obu tych problemów dane z Norwegii i USA.
– Problemy związane z konsumpcją alkoholu i zaburzenia z tym związane są nadal bardzo poważne. Już w 2009 roku badacze oszacowali sumaryczny wpływ spożycia alkoholu na zdrowie i ustalili, że odpowiada on za 3,8 proc. zgonów na świecie oraz utratę 4,6 lat życia skorygowanych ze względu na niepełnosprawność. Koszty związane ze spożyciem alkoholu wynoszą ponad 1 proc. produktu krajowego brutto w krajach o wysokich i średnich dochodach, a jego spożycie odpowiada za szereg problemów społecznych – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Tom H. Rosenström.
W 2019 roku naukowiec ten wziął udział w badaniu Farteina Aska Torvika, norweskiego doktora psychologii. Objęło ono ponad 2,8 tys. bliźniaków z Norwegii i wykazało, że fobia społeczna jest czynnikiem predysponującym do spożywania alkoholu.
– Później jednak zauważyłem, że w tym samym roku zostało opublikowane opracowanie innych autorów, które bazowało na dwóch bardzo dużych próbach populacji z USA i nie potwierdziły one, że fobia społeczna poprzedza alkoholizm – wyjaśnia ekspert. – Późniejsze badania przeglądowe wskazywały jednak, że niejednoznaczne wnioski budziły niejasności wśród przedstawicieli dyscypliny, podczas gdy ja byłem przekonany co do rzetelności analizy przeprowadzonej przez Torvika. Mam dostęp do danych jednego z autorów badań z USA, więc podjąłem inicjatywę, w wyniku której przeprowadziliśmy kolejną wnikliwą analizę pozornie sprzecznych danych ankietowych z USA. Na jej podstawie stwierdziliśmy, że była ona w pełni zgodna z naszą poprzednią analizą danych norweskich. Sformułowaliśmy również wiarygodne sugestie co do tego, gdzie inni badacze mogli dokonać błędnej interpretacji danych.
Fobia społeczna to zaburzenie, które polega na odczuwaniu silnego lęku w sytuacjach, gdy osoba może być obserwowana i oceniana przez innych ludzi. Schorzenie to utrudnia normalne funkcjonowanie i prowadzi do stopniowego izolowania się od innych i wycofywania z życia społecznego. Do objawów fobii społecznej należą m.in. czerwienienie się, drżenie rąk, parcie na mocz.
– Jest to dość częste zaburzenie, według oszacowań częstość jego występowania wynosi prawdopodobnie 2–9 proc., chociaż jest to trudne do oszacowania. Fobia społeczna jest częściej spotykana w USA niż w większości krajów europejskich. Średni wiek pojawienia się zaburzenia to 10–13 lat, rzadko pojawia się po ukończeniu 25. roku życia – wyjaśnia Tom Rosenström. – Jeśli zaburzenie wystąpiło, podstawową metodą leczenia jest terapia poznawczo-behawioralna. Jest ona ukierunkowana na nieracjonalne przekonania pacjenta oraz na objawy, może również obejmować takie elementy jak edukacja psychologiczna i ćwiczenia polegające na wystawieniu na bodziec wywołujący lęk. Aby zapobiegać fobii społecznej, należy zwalczać zjawisko zastraszania i negatywne doświadczenia społeczne, które mogą u niektórych osób wywołać taki stan.
Według naukowca badanie jest ważne, bo wskazuje argumenty za leczeniem fobii społecznej nawet u osób, które nie domagają się lub nie chcą takiego leczenia.
– Mamy dziś ewidentne potwierdzenie, że fobia społeczna jest czynnikiem ryzyka choroby alkoholowej. Chociaż to ryzyko może nie być wyjątkowo wysokie w ujęciu ilościowym, zdecydowanie ono istnieje. Z kolei związek między innymi zaburzeniami lękowymi i chorobą alkoholową można obalić – nie ma podobnego związku przyczynowego potwierdzonego w określonym czasie – podkreśla naukowiec z Uniwersytetu Helsińskiego.
Kryzys energetyczny zmniejszył dobrobyt w polskich gospodarstwach domowych bardziej niż w innych krajach UE....
Dzięki rozwojowi medycyny rokowania pacjentów z poparzeniami coraz lepsze. Kluczowa w gojeniu ran jest...

Oparzenia termiczne powstają w wyniku działania ciepła, np. wrzątku czy gorącego oleju, i jesteśmy na nie narażeni zarówno przebywając w domu, jak i na wakacyjnym wyjeździe. Jeśli oparzenie jest powierzchowne, to specjaliści radzą, by najpierw przez kwadrans schładzać podrażnioną skórę zimnym strumieniem wody, a później zastosować opatrunek hydrożelowy. Jeśli natomiast oparzenie jest poważne, II lub III stopnia, to wtedy trzeba dzwonić na numer alarmowy. W tych przypadkach konieczna jest bowiem interwencja ratowników medycznych.
– W czasie wakacji, oprócz poparzeń słonecznych, jesteśmy również narażeni na poparzenia termiczne, na przykład w wyniku wylanej na siebie gorącej kawy, herbaty, gorącej wody czy gorącego oleju. Mieliśmy ostatnio taką sytuację w Świnoujściu, gdzie na dziecko został wylany olej z frytkownicy. Było to bardzo niebezpieczne zdarzenie, doszło bowiem do głębokiego poparzenia bodajże 30 proc. ciała tego dziecka. Z takimi poparzeniami najczęściej mamy więc do czynienia w gastronomii, tam właśnie jest bardzo duże ryzyko – mówi agencji Newseria Kamil Kasiak, ratownik medyczny, uczestnik kampanii Bezpieczny Maluch.
Poszkodowanemu w ten sposób należy jak najszybciej udzielić pierwszej pomocy. Przede wszystkim z oparzonych miejsc trzeba delikatnie usunąć odzież oraz biżuterię, pamiętając, aby nie odrywać stopionych fragmentów ubrań przyklejonych do skóry.
– W pierwszej kolejności powinniśmy zdjąć z poszkodowanej osoby ubranie nawilżone gorącą cieczą, bo ona cały czas będzie niekorzystnie oddziaływała na tę poparzoną skórę. Jeśli używamy ubrań bawełnianych, to one, tym bardziej jak są wilgotne, nie będą szybko przywierały do skóry, więc takie ubranie można bez problemu szybko zdjąć. Można je też rozciąć, żeby nie przesuwać go po skórze, bo ruchy tkaniny mogą ją dodatkowo podrażniać, więc dobrze by było mieć przy sobie apteczkę, w której będą dobre, ostre nożyczki – mówi Kamil Kasiak.
W przypadku każdego poparzenia trzeba także jak najszybciej rozpocząć proces chłodzenia poparzonego miejsca, najlepiej zimną bieżącą wodą. Ten etap jest kluczowy dla gojenia.
– Musimy to robić przynajmniej przez 15 min, po to żeby „zabrać” to ciepło, żeby nie wnikało głębiej. Temperatura niszczy bowiem naskórek, niszczy całą warstwę skóry, a jeśli dodatkowo wnika głębiej, to niszczy też wszystkie inne struktury: mięśnie, naczynia krwionośne, nerwy, kości, więc żeby do tego nie doszło, żeby to poparzenie było jak najmniejsze, powinniśmy natychmiast rozpocząć proces chłodzenia. Następnie najlepiej użyć hydrożelu w postaci opatrunku czy sprayu – mówi ratownik medyczny.
Przestrzega też przed używaniem przypadkowych produktów niskiej jakości bądź też takich, które mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Nie warto też brać na poważnie wszystkich złotych rad znalezionych na forach internetowych, bo nie mamy pewności, kto ich udziela i czy rzeczywiście są sprawdzone.
– Poparzoną osobę powinniśmy ratować nie jakimiś maściami czy też olejami, ale powinniśmy korzystać z wody i pamiętajmy o tym, że najważniejsza jest absorpcja tego ciepła, zabranie go z rany. I używajmy opatrunków hydrożelowych, które świetnie działają, które nie zakażają rany i które też nie utrudniają ratownikom medycznym dalszego postępowania – mówi Kamil Kasiak.
Natomiast jeśli oparzenie jest rozległe, to absolutnie nie wolno działać na własną rękę, tylko trzeba się zdać na doświadczenie ratowników medycznych.
– Jeśli na przykład dziecko wylewa na siebie wrzątek czy gorący olej i dochodzi do poparzenia okolicy klatki piersiowej, szyi oraz ramion, to jest to poważne, rozległe poparzenie i trzeba jak najszybciej dzwonić po zespół ratownictwa medycznego. I też pamiętajmy, że musimy unikać wychłodzenia całego organizmu, więc jeśli mamy poparzoną znaczną część ciała, to ten hydrożel przykładamy tylko w miejscu, gdzie podejrzewamy to najgłębsze poparzenie, natomiast pozostałą część ciała po zakończonym procesie chłodzenia wodą powinniśmy okryć folią spożywczą albo folią ratunkową – mówi ratownik medyczny.
Jeśli chodzi o leczenie najcięższych poparzeń, to w Polsce jest kilka placówek, które zajmują się właśnie takimi skrajnymi przypadkami. Tam pacjenci mogą liczyć na fachową opiekę specjalistów.
– Te placówki zazwyczaj znajdują się obok kopalni, bo w kopalniach jest największe ryzyko poparzenia i właśnie tam transportowane są osoby z ciężkimi poparzeniami. Jeśli chodzi o leczenie poparzeń, to na pewno z roku na rok rokowania takich pacjentów są dużo wyższe. Specjaliści, którzy zajmują się leczeniem oparzeń, mają do dyspozycji coraz lepsze rozwiązania, opatrunki, które przyspieszają proces gojenia. Oczywiście w niektórych przypadkach są potrzebne przeszczepy skóry, ale tutaj też medycyna zmierza w bardzo dobrym kierunku – mówi Kamil Kasiak.
Z obserwacji Małgorzaty Chmielak z Okręgowej Izby Aptekarskiej w Warszawie wynika, że wiedza Polaków o leczeniu oparzeń jest znikoma. I w momencie, kiedy ktoś obok potrzebuje pomocy, nie zawsze potrafią jej prawidłowo udzielić. Niestety lekceważenie oparzeń może mieć zarówno krótko-, jak i długofalowe konsekwencje.
– Często pacjenci zwracają się do nas, do apteki z prośbą o udzielenie fachowej porady. W mojej ocenie te urazy oparzeniowe nie są właściwie zaopatrywane. Natychmiast po urazie oparzeniowym zmagamy się z bólem, ale trzeba pamiętać, że oparzenie jest takim urazem, które co do zasady pogłębia się nawet do trzeciej doby – mówi mgr farm. Małgorzata Chmielak, przewodnicząca Komisji Nauki i Szkolenia OIA w Warszawie, członek Stowarzyszenia Naukowego Leczenia Ran.