Za dwa lata w gdańskim porcie ma powstać baza instalacyjna morskich farm wiatrowych. Będzie...
Szybko rośnie udział odnawialnych źródeł w krajowym miksie energetycznym. Potrzebne przyspieszenie w inwestycjach w...
Cyfryzacja polskiej energetyki mocno spowolniła. Pilną potrzebą jest wdrożenie rozwiązań z zakresu cyberbezpieczeństwa
Klimat i energetyka zdominowały dyskusje przed wyborami samorządowymi. Wyborcy oczekują zielonych zmian i taniej...
Lokalne spółdzielnie energetyczne mogą być rozwiązaniem problemu ubóstwa energetycznego. Mają szansę poprawić także sytuację...
Hałdy kopalniane to ogromne magazyny z surowcami. Ich zagospodarowaniem są zainteresowani m.in. producenci cementu
Zamiast skupiać się na zachodnich rynkach, polskie firmy powinny uważniej przyjrzeć się Estonii. Światowy...
Estonia nie jest dla Polski czołowym partnerem gospodarczym, ale rodzime firmy, przede wszystkim z branży IT i nowych technologii, mają na tym rynku wiele różnych możliwości rozwoju. Ten niewielki kraj jest bowiem jednym z najlepiej rozwiniętych na świecie ekosystemów start-upowych i światowym centrum dla firm technologicznych i internetowych, słynącym z cyfrowego podejścia do administracji oraz stabilnego i przyjaznego systemu podatkowego. – W tej chwili Estonia daje też polskim firmom szerokie możliwości aplikowania o rządowe granty – wskazuje Artur Kuczmowski, prezes Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej.
– Estonia jest znana z wysokiego poziomu cyfryzacji oraz start-upów i tętniącego życiem ekosystemu. Myślę, że może być interesująca dla polskich przedsiębiorców ze względu na nasze innowacyjne rozwiązania – mówi agencji Newseria Biznes Andres Labi, dyrektor ds. rozwoju biznesu w Europie Środkowo-Wschodniej, Invest Estonia. – Polskie spółki powinny inwestować w Estonii, bo mamy bardzo dobre i innowacyjne środowisko biznesowe, a jednocześnie bardzo korzystne otoczenie podatkowe. Nie ma u nas nadmiaru biurokracji, jest niewiele formalności do spełnienia. Daje to szansę na sprawdzanie nowych, nawet szalonych pomysłów. Słyniemy z nieszablonowego myślenia oraz sukcesów spółek jednorożców, co jest kolejnym dowodem na naszą otwartość.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat Estonia awansowała do grona najbardziej zdigitalizowanych krajów na świecie (w ostatnim rankingu DESI Index 2022 uplasowała się na dziewiątym miejscu, Polska – dopiero na 24. spośród 27 krajów UE) i obecnie słynie ze swojego cyfrowego podejścia do administracji (w Estonii obywatele w wyborach głosują online) oraz prowadzenia biznesu.
– Można powiedzieć, że cała Estonia to jeden wielki start-up – mówi Artur Kuczmowski. – W Stanach Zjednoczonych każdy ma swoją kapelę rockową, natomiast w Estonii każdy ma swój start-up. Ten kraj nimi żyje; w Estonii posiadanie, rozwijanie start-upów i mówieni o nich to jest po prostu styl życia. A za tym idzie wsparcie zarówno w zakresie infrastruktury rządowej, administracji, jak i wszelkiego rodzaju regulacji, które pozwalają tym firmom rosnąć szybciej. W Estonii start-upy mają też możliwość łatwiejszego pozyskiwania finansowania, nie tylko tego w formie grantów, ale także we współpracy z funduszami inwestycyjnymi z całego świata.
Estonia jest w tej chwili światowym pionierem m.in. w branży kryptowalutowej – po uzyskaniu łatwych do zdobycia licencji można prowadzić tam działalność opartą na technologii blockchain. To też miejsce powstania Skype’a – jednej z najbardziej znanych platform do komunikacji wideo na świecie. Jej sukces stał się inspiracją dla wielu innych estońskich start-upów, dzięki czemu kraj w ciągu kilkunastu lat stał się światowym ośrodkiem technologicznym przyciągającym inwestycje z całego świata. To z kolei stworzyło przyjazny ekosystem dla młodych, innowacyjnych firm, które mogą dziś korzystać z dostępu do wiedzy i szerokiego wachlarza instrumentów wsparcia.
– W branży nowych technologii start-upy i firmy z pieczątką „made in Estonia” są dziś postrzegane zdecydowanie lepiej niż Polska i łatwiej im sięgać po kolejne rundy finansowania – mówi prezes Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej.
– Można się ubiegać o różne dotacje – mamy do rozdania ponad 200 mln euro dotacji na różne innowacyjne inicjatywy i produkcję przemysłową. Myślę, że to wyjątkowo dobry czas, żeby przyjechać do Estonii i odkryć te możliwości. Ja jestem tutaj, żeby w tym pomagać – mówi Andres Labi.
Jednym z najważniejszych atutów tego kraju jest też prostota i łatwość prowadzenia firmy w Estonii. Przejawia się ona m.in. w szybkim, online’owym procesie rejestracji, niskich kosztach administracyjnych, niskich wymogach kapitałowych oraz liberalnym prawie i znikomej sprawozdawczości wobec urzędów skarbowych.
– Zakładanie firmy przez przedsiębiorców spoza naszego kraju jest w Estonii bardzo łatwe. Można to zrobić w kilka minut. Mamy też bardzo dobrych partnerów, którzy mogą pomóc zagranicznym firmom założyć tutaj swoją firmę. Nie trzeba nawet przyjeżdżać do Estonii, wszystko można zrobić zdalnie. Nie ma drugiego takiego kraju, który dawałby taką szansę. Firmy, które z niej skorzystały, są bardzo zadowolone, znamy mnóstwo historii, które zakończyły się spektakularnym sukcesem – podkreśla dyrektor w Invest Estonia.
To wprowadzony przez estoński rząd program e-rezydencji umożliwia przedsiębiorcom z innych krajów zdalne zakładanie i zarządzanie firmą w Estonii za pomocą e-ID i podpisu elektronicznego, który działa również dla obcokrajowców i są z nim spięte wszystkie usługi, dostępne w języku angielskim. Program e-rezydencji okazał się w Estonii dużym sukcesem – do połowy 2023 roku firmy zarejestrowane przez e-rezydentów przyniosły w samych podatkach około 40 mln euro.
Z perspektywy przedsiębiorców ważny jest też fakt, że w Estonii wszystkie formalności – w tym rejestracja firmy, składanie deklaracji podatkowych i prowadzenie księgowości – mogą być realizowane online. W formie elektronicznej przekazywana jest też cała korespondencja urzędowa. Tamtejszy rząd już ponad dwie dekady temu wprowadził bowiem program X-Road, czyli innowacyjny system zarządzania danymi, który umożliwia bezpieczną wymianę informacji między różnymi organami administracji publicznej i sektorem prywatnym. To jeden z fundamentów cyfrowego państwa.
– Biznes w Estonii robi się łatwo i komfortowo – współpracę z urzędami mamy online, wszystko jest w chmurze i z dużym wyprzedzeniem wiemy o tym, co będzie się działo w tym kraju. To jest stabilne środowisko biznesowe – na tyle, że w Estonii już dzisiaj dyskutuje i decyduje się o podatkach, które będą wprowadzane w 2026 roku. To daje przedsiębiorcom pewność funkcjonowania i stabilność, a w biznesie to jest bezcenne – zauważa Artur Kuczmowski.
Prezes Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej zwraca również uwagę na tamtejszy stabilny system podatkowy, określany jako „3 x 20 proc.”, który powszechnie ma opinię jednego z najlepszych na świecie. Jest on oparty na trzech prostych filarach: stałym, 20-proc. podatku od dywidend, 20-proc. podatku VAT oraz 20-proc. podatku od zysków korporacyjnych. Co do zasady główną cechą estońskiego systemu jest jednak brak podatku od zysków firmowych, jeśli nie są one wypłacane np. jako dywidendy. W praktyce oznacza to, że zyski pozostawione w firmie są zwolnione z opodatkowania, co umożliwia przedsiębiorstwom reinwestowanie tego kapitału w dalszy rozwój swojego biznesu. To rozwiązanie znane jest również w Polsce pod nazwą „estoński CIT”.
Organizacja Invest Estonia oraz Polsko-Estońska Izba Gospodarcza (POLESTCC), które ułatwiają polskim firmom wejście na tamtejszy rynek, wskazują, że w obliczu aktualnej niepewności gospodarczej oraz zmieniającej się rzeczywistości geopolitycznej i ekonomicznej w całej Europie Estonia jest dla biznesu coraz bardziej atrakcyjnym i stabilnym kierunkiem. Dla rodzimych firm dodatkowym atutem jest również jej bliskość geograficzna. Dlatego zamiast skupiać się wyłącznie na zachodnich rynkach, powinny skierować swoją uwagę w tym kierunku.
– Większość inwestorów w Estonii pochodzi z państw z nią sąsiadujących, takich jak Szwecja, Finlandia, Łotwa, Litwa, ale także Niemcy. Im dalej jednak, tym zainteresowanie jest mniejsze. Chcemy podnieść atrakcyjność Estonii, opowiadać o naszym kraju i korzyściach, na które można tutaj liczyć. Z czasem zainteresowanie w Polsce będzie coraz większe, bo świat się zmienił. Sądzę, że Polska, Rumunia i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej będą coraz chętniej inwestować w Estonii – ocenia Andres Labi.
Według specjalistów Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej główne obszary, w których polskie firmy mogłyby zaistnieć na tamtejszym rynku, to – obok IT i nowych technologii – również transport i logistyka, energetyka oraz sektor bankowy i ubezpieczeniowy. W porównaniu z innymi krajami UE Estonia ma bowiem stosunkowo niewielki i wciąż rozwijający się rynek ubezpieczeniowy. Poza tym polscy przedsiębiorcy mają też możliwość inwestycji i współpracy przy ogromnych, realizowanych obecnie inwestycjach infrastrukturalnych – Rail Baltica oraz Via Baltica czy autostrada o numerze E67, która połączy Finlandię, Estonię, Łotwę, Litwę i Polskę, przechodząc przez cały region bałtycki.
Estonia jest niewielkim, liczącym 1,3 mln mieszkańców krajem Europy Wschodniej, który łączą z Polską dobre relacje. Mimo że żadne z państw nie jest dla drugiego czołowym partnerem gospodarczym, to obustronna wymiana handlowa i inwestycje sukcesywnie rosną. Według danych estońskiego banku centralnego na koniec 2022 roku polski kapitał zainwestowany w Estonii wynosił 268,5 mln euro, co stanowiło 0,8 proc. inwestycji zagranicznych ogółem i stawia Polskę na 17. pozycji w tej kategorii. W rejestrze gospodarczym Estonii odnotowano natomiast ponad 450 firm z polskim udziałem. Jedną z większych jest rodzima grupa odzieżowa LPP i polska firma Inter Cars operująca w sektorze handlu częściami samochodowymi, która w 2016 roku otworzyła na tamtejszym rynku swój oddział z zamiarem ekspansji. Dane GUS pokazują z kolei, że na koniec 2021 roku w Polsce zarejestrowanych było 112 spółek z udziałem estońskiego kapitału.
Polska jest dla Estonii siódmym największym partnerem importowym i 11. partnerem w eksporcie. W drugą stronę – Estonia plasuje się dopiero na 29. pozycji na liście polskich rynków eksportowych, natomiast w imporcie zajmuje 61. miejsce. Z tamtejszego rynku sprowadzamy przede wszystkim drewno i wyroby z drewna, masę celulozową, papier i tekturę oraz meble. Natomiast polskie przedsiębiorstwa wysyłają na estoński rynek głównie artykuły rolno-spożywcze, maszyny oraz urządzenia mechaniczne i elektryczne, wyroby przemysłu chemicznego, tworzywa sztuczne oraz pojazdy i części do nich.
Z. Berdychowski: Transformacja energetyczna jest obecnie jednym z najważniejszych wyzwań. Wprowadzane zmiany dotkną każdego...
Transformacja energetyczna i związane z nią wyzwania będą w tym roku jednym z głównych tematów XXXII Forum Ekonomicznego, które będzie się odbywać 5–7 września w Karpaczu. – Obok wojny, która toczy się za naszą wschodnią granicą, to dziś największe wyzwanie, które przed nami stoi i które dotknie każdego Europejczyka – podkreśla Zygmunt Berdychowski, przewodniczący Rady Programowej tego wydarzenia. Jak ocenia, realizacja założeń transformacji energetycznej i klimatycznej w pierwszym okresie osłabi konkurencyjność europejskiej i polskiej gospodarki. Biorąc pod uwagę liczbę wyzwań, które UE będzie musiała pokonać na drodze do neutralności, przyjęty przez nią harmonogram może się okazać zbyt ambitny.
– Jesteśmy dzisiaj w przededniu rewolucji, którą niesie z sobą transformacja energetyczna – mówi agencji Newseria Biznes Zygmunt Berdychowski. – Instalacja wiatraków czy paneli fotowoltaicznych oznacza, że musimy, po pierwsze, zapewnić infrastrukturę do tego, aby możliwe było wykorzystanie wyprodukowanej w ten sposób energii. Po drugie, musimy stworzyć infrastrukturę do tego, aby tę energię magazynować, a po trzecie – mechanizmy pozwalające zużywać jej jak najmniej.
Pod koniec 2019 roku UE przyjęła jako cel polityczny osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Drogę do realizacji tego celu wyznacza pakiet regulacji Fit for 55, którego głównym założeniem jest redukcja emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. do 2030 roku (w stosunku do 1990 roku). Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę UE została jednak zmuszona do zrewidowania swoich planów transformacji. W maju 2022 roku Komisja Europejska przyjęła plan RePowerEU, zakładający m.in. dywersyfikację kierunków dostaw surowców, większe inwestycje w OZE oraz rozwój rynku wodoru i biopaliw. REPowerEU przewiduje jeszcze wyższe cele w zakresie poprawy efektywności energetycznej i zużycia energii z OZE niż pakiet Fit for 55 oraz zawiera dodatkowe działania wspierające niezależność energetyczną Europy.
W Polsce założenia transformacji energetycznej są realizowane głównie na podstawie dokumentów strategicznych – „Polityki energetycznej Polski do 2040 roku” (PEP2040) oraz „Krajowego planu na rzecz energii i klimatu na lata 2021–2030” (KPEiK). W tej chwili oba te dokumenty są jednak w trakcie aktualizacji, ponieważ powstały przed planowanym zwiększeniem celów redukcyjnych i przyśpieszeniem działań efektywnościowych zawartych w pakietach Fit for 55 i REPowerEU. Prace nad nimi zostaną najprawdopodobniej wznowione po jesiennych wyborach, ale kierunek jest niezmienny – Polska będzie ograniczała udział paliw kopalnych w swoim miksie energetycznym i inwestowała w źródła niskoemisyjne. Do 2049 roku planuje się w naszym kraju całkowite odejście od wydobycia węgla, który zostanie zastąpiony m.in. przez offshore i energetykę jądrową.
Transformacja w Polsce będzie jednak wymagać ogromnych nakładów finansowych. Według analityków EY (raport „Polska ścieżka transformacji energetycznej”) do 2030 roku mogą one wynieść 135 mld euro, czyli ok. 600 mld zł. Na tyle szacowane są kompleksowe potrzeby inwestycyjne polskiej energetyki wraz z ciepłownictwem oraz działania osłonowe. Z kolei w dłuższej perspektywie czasowej skala inwestycji i wyzwań polskiej energetyki, dążącej do osiągnięcia zeroemisyjności, będzie jeszcze większa – według wyliczeń zawartych w raporcie EY do 2050 roku może sięgnąć nawet 200 mld euro, czyli ponad 900 mld zł.
– My jesteśmy na samym początku tej trudnej drogi. I trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że, po pierwsze, to jest proces, z którym wiążą się ogromne wydatki, i, po drugie, to jest sytuacja, w której musimy całkowicie przemodelować dotychczasowe bezpieczeństwo energetyczne. Czy ten proces uda się zrealizować w takim tempie, o jakim mówią nasi partnerzy w Europie? Mam co do tego poważne obawy. Przykład z rozwiązaniem problemów w zakresie gospodarki wodno-ściekowej uczy pokory zarówno optymistów w Polsce, jak i urzędników Komisji Europejskiej i pokazuje, że nie wszystko, co chcemy, może nam się udać w założonym czasie – mówi Zygmunt Berdychowski.
Jednym z głównych problemów do rozwiązania na ścieżce do neutralności klimatycznej będzie m.in. ogromne uzależnienie Europy od importu paneli fotowoltaicznych i ogniw litowo-jonowych z Chin. Państwo Środka kontroluje w tej chwili produkcję akumulatorów (w 2022 roku na chińskie fabryki przypadało 77 proc. globalnej produkcji) i – według prognoz BloombergNEF – jego dominacja nie skończy się prędko. Europa co najmniej do 2027 roku będzie więc skazana na import, co może stanowić zagrożenie nie tylko dla przebiegu transformacji energetycznej, ale i elektryfikacji transportu oraz bezpieczeństwa systemu energetycznego.
– Optymiści mówią, że transformacja energetyczna w Polsce jest szansą na stworzenie nowych miejsc pracy i dodatkowy rozwój. Pesymiści wskazują, że w tej chwili ok. 86 proc. paneli PV instalowanych w Europie jest produkowane w Chińskiej Republice Ludowej i eksportowane do Europy. Ja nie wierzę, że w krótkim czasie będzie możliwe zastąpienie chińskich firm i technologii przedsiębiorstwami niemieckimi, polskimi czy francuskimi, to jest niemożliwe. Poziom uzależnienia Europy od paneli PV z Chin jest niewiarygodny i proces odchodzenia od tego będzie trwał długo – mówi przewodniczący Rady Programowej Forum Ekonomicznego w Karpaczu. – Musimy też mieć świadomość, że pierwiastki ziem rzadkich, które są podstawą do produkcji paneli czy wiatraków, też są w większości zmonopolizowane przez Chiny. Ceny litu w ciągu ostatnich pięciu lat wzrosły prawie sześciokrotnie, a rząd Chin obłożył eksport cłami, bo lepiej jest eksportować gotowe baterie litowo-jonowe. Niedługo możemy być świadkami sytuacji, w której eksport baterii litowo-jonowych do samochodów elektrycznych produkowanych w Europie też zostanie obłożony cłami.
Ekspert ocenia, że realizacja założeń transformacji energetycznej i klimatycznej, związana z wdrażaniem unijnego pakietu Fit for 55, w pierwszym okresie z pewnością osłabi konkurencyjność europejskiej i polskiej gospodarki.
– Liczenie na to, że poprzez wprowadzenie podatku od śladu węglowego na granicach zewnętrznych UE wzmocnimy konkurencyjność europejskiego przemysłu, np. motoryzacyjnego, jest iluzją. W praktyce o potędze tego przemysłu nie decyduje fakt, że te samochody są produkowane w Europie, tylko to, że mogą one być sprzedawane na rynkach zewnętrznych. A jeżeli wprowadzimy podatek od śladu węglowego – tak jak zadeklarowała niedawno Komisja Europejska – to nasi partnerzy, w tym również Chiny, już zadeklarowały, że podejmą kroki odwetowe i na swoich granicach również będą wprowadzać podatki, opłaty, cła, które uniemożliwią obecność europejskich towarów na ich rynkach – mówi Zygmunt Berdychowski. – Jednym słowem myślenie o tym, że – nie mając jeszcze wystarczająco dobrze dopracowanych technologii, jak na przykład ma to miejsce z technologią wodorową – możemy przeprowadzić rewolucję w Europie, jest iluzją. Tak samo nie możemy funkcjonować w oparciu o odnawialne źródła energii, nie mając do dyspozycji magazynów energii. Mówienie o rewolucji w tym zakresie jest przedwczesne, niepotrzebne i naraża nas na dodatkowe koszty.
Przewodniczący Rady Programowej Forum Ekonomicznego w Karpaczu zauważa też, że realizacja Zielonego Ładu, czyli flagowej inicjatywy KE, w praktyce może oznaczać podział i powstanie Europy dwóch prędkości. Jedna jej część ma zasoby do tego, żeby szybciej przeprowadzić u siebie transformację energetyczną, a inne kraje – w tym Polska, której energetyka wciąż w bardzo dużym stopniu opiera się na węglu – będą mieć bardziej utrudnioną ścieżkę dojścia do neutralności klimatycznej.
– Dla nich horyzont czasowy, który został zarysowany, jest zdecydowanie zbyt ambitny – mówi ekspert. – To, co się zresztą dzieje w gospodarce europejskiej również w tym roku, pokazuje, że nawet orędownicy Fit for 55 godzą się z faktem, że Niemcy uruchamiają dodatkowe kopalnie węgla brunatnego, który zresztą najbardziej zanieczyszcza naszą atmosferę. Uruchamiają je nie dlatego, że chcieliby zerwać z ambitną polityką klimatyczną, ale ponieważ zdają sobie sprawę, że w przypadku braku odpowiednich warunków musi istnieć system, który będzie w stanie zapewnić energię dla gospodarki.
Transformacja energetyczna i związane z nią wyzwania będą w tym roku jednym z głównych tematów XXXII Forum Ekonomicznego w Karpaczu, które będzie się odbywać od 5 do 7 września. To największe takie wydarzenie w Europie Środkowo-Wschodniej, które tradycyjnie już skupia polityków, ekspertów, naukowców, przedstawicieli biznesu i administracji nie tylko z Polski, ale i wielu innych krajów Europy, USA i świata oraz wielu instytucji unijnych.
– Podczas Forum Ekonomicznego chcemy zrealizować kilka ścieżek, które będą poświęcone problematyce transformacji energetycznej. To np. ścieżka Zrównoważony Rozwój, Ochrona Środowiska czy Biznes i Zarządzanie. Jak ważna jest to problematyka? Myślę, że dzisiaj obok wojny to jest największe wyzwanie, które stoi przed nami, niezależnie od tego, w której części Europy żyjemy, i niezależnie od tego, czy prowadzimy przedsiębiorstwo, czy wykładamy na uczelni, czy mamy dom, czy tylko mieszkanie. To są zmiany, które dotkną każdego Europejczyka – mówi Zygmunt Berdychowski.
Pożary i susze w Europie to wina zmian klimatu i zbyt wolnego przechodzenia na...
Rekordowe temperatury w całej Europie, susza, pożary w Grecji i Hiszpanii, blackout na Sycylii, ekstremalne, sięgające nawet 50˚C, upały w Chinach i USA – wszystko to odczuwalne już w tej chwili skutki zmian klimatu, których powodem jest działalność człowieka i spalanie paliw kopalnych. Udział OZE, które powinny je jak najszybciej zastąpić, rośnie jednak zbyt wolno, także w Polsce. Rozwój zielonych źródeł blokują m.in. zbyt restrykcyjne regulacje dotyczące energetyki wiatrowej na lądzie i niewystarczające inwestycje w infrastrukturę przesyłową. – W ubiegłym roku urzędy wydały rekordowe 7 tys. odmów przyłączeniowych na 51 GW mocy, czyli ok. 25 proc. tego, co potrzebujemy, żeby przejść w 100 proc. na OZE i uniezależnić się od dostaw węglowodorów z zagranicy – mówi Tomasz Wiśniewski, prezes zarządu Pracowni Finansowej.
– Tegoroczne rekordy temperatury pokazują, że spalamy zbyt duże ilości paliw kopalnych. Trzydzieści niezależnych, największych na świecie organizacji naukowych potwierdza, że to ocieplenie jest bezpośrednio wynikiem działalności człowieka. Nie ma na świecie żadnej liczącej się instytucji naukowej, która by ten fakt podważała – przypomina w rozmowie z agencją Newseria Biznes Tomasz Wiśniewski.
Ostatni raport IPCC, czyli działającego przy ONZ Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, po raz pierwszy tak jednoznacznie i dobitnie potwierdził, że za ogrzanie planety odpowiada działalność człowieka. Z dokumentu wynika również, że globalne ocieplenie przyspiesza – w porównaniu do epoki przedindustrialnej średnia temperatura na Ziemi zwiększyła się już o ponad 1˚C. W czarnym scenariuszu – bez radykalnych działań – ten wzrost do końca stulecia może sięgnąć nawet 4,4˚C, czego efektem będzie m.in. wzrost poziomu mórz i oceanów o 3 m, zalanie terenów zamieszkałych przez ogromną część światowej populacji i katastrofalne zjawiska pogodowe na niespotykaną skalę. Według szacunków IPCC już w tej chwili od 3,3 do 3,6 mld ludzi na całym świecie odczuwa skutki zmian klimatu w postaci powodzi, suszy, klęsk żywiołowych, rekordowych upałów i pożarów. Widać to także tego lata z bliskich Polsce regionów – południe Europy i północ Afryki zmagają się z rekordowo wysokimi temperaturami oraz pożarami zagrażającymi bezpieczeństwu.
– Spalając paliwa kopalne, w ciągu dwóch–trzech stuleci możemy się przyczynić do dwukrotnie większej zmiany temperatury niż przez ostatnie 10 tys. lat wychodzenia z epoki lodowej. Nauka nie zna tak szybkiego wzrostu temperatury w dotychczasowej geologicznej historii Ziemi – mówi prezes Pracowni Finansowej.
Jak poinformował Copernicus Climate Change Service, czerwiec 2023 roku był najcieplejszym miesiącem na świecie. Temperatura przekroczyła średnią z lat 1991–2020 o nieco ponad 0,5˚C, znacznie przewyższając poprzedni rekord z czerwca 2019 roku. Analizy wykorzystujące miliardy pomiarów z satelitów, statków, samolotów i stacji pogodowych na całym świecie wykazały także, że wszechocean przekroczył najwyższe w historii temperatury powierzchni wód dla czerwca, a lód morski na Antarktydzie osiągnął najniższy zasięg w czerwcu od czasu rozpoczęcia obserwacji satelitarnych. Spadł on o 17 proc. poniżej średniej.
Według raportu IPCC, jeżeli globalne ocieplenie ma zostać zahamowane w granicach bezpiecznego progu 1,5–2°C, trzeba szybko i mocno obciąć emisje gazów cieplarnianych. Do 2030 roku powinna spaść już o połowę, a do 2050 roku – do zera. To jednak oznacza całkowitą rezygnację z paliw kopalnych i przejście na odnawialne źródła energii.
– Każda turbina wiatrowa o mocy 2 MW może zapobiec emisji 250 t CO2 rocznie, a także 1,5 t azotanów, 2 t siarczanów i 17,5 t pyłów emitowanych przez elektrownie węglowe do atmosfery – wymienia ekspert. – Farmy fotowoltaiczne są pod tym względem jeszcze bardziej korzystne dla środowiska. Przez to, że wyłączamy zwykle słabej jakości grunty z intensywnej obróbki rolnej z użyciem oprysków chemicznych, uzyskujemy dodatkową korzyść w postaci wzbogacenia bioróżnorodności i ochrony gatunków. Tam siedliska znajdują liczne ptaki, owady, zapylacze, chronimy ten obszar przed pustynnieniem. Dodatkowo on nie jest uprawiany przez rolników, więc maszyny nie emitują dwutlenku węgla.
Jak wskazuje, kolejnym powodem przemawiającym za rezygnacją z elektrowni węglowych jest też fakt, że zużywają one ogromne ilości wody, której potrzebują m.in. do chłodzenia bloków. Według szacunków Greenpeace polska energetyka węglowa odpowiada za aż 70 proc. poboru wody w Polsce, co jest jednym z najwyższych wskaźników w skali całego świata, a w czasie suszy i upałów grozi wyłączeniami dostaw prądu.
– To jest informacja druzgocąca w dobie wszechobecnej suszy, wywołującej gigantyczne pożary lasów. Susza dodatkowo obniża też poziom wód w rzekach i jeziorach, a letnie upały zwiększają ich temperaturę, co wpływa na spadek możliwości schładzania generatorów i zmniejsza możliwości produkcyjne elektrowni węglowych – mówi Tomasz Wiśniewski. – Jeśli Polska zwiększy udział OZE w miksie energetycznym i zrezygnuje z energetyki węglowej na rzecz ekologicznych elektrowni, to zaoszczędzimy miliardy litrów wody rocznie.
To także oszczędności finansowe wynikające z mniejszego importu paliw kopalnych.
– Każdy gigawat mocy wiatraków na lądzie to w skali roku ok. 2 mld zł oszczędności na imporcie gazu. Dlatego – nawet jeżeli komuś jest to obojętne i jest tak krótkowzroczny, że nie zwraca uwagi na ochronę klimatu – być może argumenty ekonomiczne będą bardziej przekonujące, że warto inwestować w OZE i mieć własny prąd z odnawialnych, darmowych źródeł energii, jakimi są wiatr i słońce – dodaje prezes Pracowni Finansowej.
Według danych Agencji Rynku Energii w Polsce udział OZE sukcesywnie rośnie. W kwietniu br. moc zainstalowana odnawialnych źródeł energii wzrosła o 5,1 GW rok do roku i sięgnęła w sumie 24,4 GW, co stanowi już blisko 40 proc. łącznej mocy zainstalowanej wszystkich źródeł energii elektrycznej. Największym źródłem energii z OZE pozostaje fotowoltaika (w kwietniu br. jej moc zainstalowana wynosiła prawie 13,5 GW, czyli ponad 55 proc. wszystkich mocy źródeł odnawialnych), na drugim miejscu są zaś elektrownie wiatrowe na lądzie. Zgodnie z danymi Polskich Sieci Elektroenergetycznych w ubiegłym roku produkcja energii z energetyki wiatrowej wyniosła blisko 19 TWh, co oznacza 15-proc. wzrost r/r.
– Skala inwestycji w farmy wiatrowe jest dziś zdecydowanie mniejsza, niż mogłaby być, ponieważ kilka lat temu zablokowano tę branżę. Powstawały jedynie pojedyncze turbiny wiatrowe i to tylko dzięki ogromnemu wysiłkowi inwestorów, którzy uparli się na to, żeby te elektrownie budować – mówi Tomasz Wiśniewski. – Farmy fotowoltaiczne pod tym względem wypadają lepiej, ponieważ ten rynek nie był zablokowany, aczkolwiek brakuje miejsc, gdzie można te farmy podłączyć. W ubiegłym roku urzędy wydały rekordowe 7 tys. odmów przyłączeniowych na 51 GW mocy, czyli ok. 25 proc. tego, co potrzebujemy, żeby przejść w 100 proc. na OZE i uniezależnić się od dostaw węglowodorów z zagranicy.
Ekspert wskazuje, że w Polsce rozwój energetyki wiatrowej na lądzie w 2016 roku całkowicie zablokowała tzw. ustawa odległościowa, która wprowadziła zasadę 10H, czyli normę określającą, w jakiej odległości od zabudowań mogą powstawać elektrownie wiatrowe. Zgodnie z nazwą limit wynosił 10-krotność wysokości wiatraka, czyli około 1,5–2,5 km. W praktyce wyłączyło to z możliwości stawiania wiatraków ok. 99,7 proc. obszaru Polski.
Na początku tego roku ustawa została zliberalizowana, a zasadę 10H zastąpił wymóg stawiania wiatraków w odległości nie mniejszej niż 700 m od zabudowań i dodatkowe obwarowania, jak m.in. konieczność uzgodnienia planów miejscowego zagospodarowania ze wszystkimi gminami, które są w sferze oddziaływania turbin. Branża onshore (która optowała, żeby ta odległość wynosiła 500 m) ocenia, że w praktyce wciąż nie pozwoli to na pełne odblokowanie tej gałęzi energetyki.
– Potrzebny jest kolejny krok albo nawet kilka kolejnych kroków, żeby odblokować lądową energetykę wiatrową – podkreśla prezes Pracowni Finansowej.
Jak zaznacza, warunkiem koniecznym dla rozwoju odnawialnych źródeł energii w Polsce są też inwestycje w rozwój i modernizację sieci dystrybucyjnych, które powinny zostać zrealizowane jak najszybciej.
– W Polsce są inwestorzy, którzy chcą inwestować w odnawialne źródła energii. Jedynym problemem jest możliwość przyłączenia tych źródeł do sieci. Gdyby rząd zainwestował w modernizację sieci przesyłowych, to na pewno znajdą się inwestorzy, którzy sfinansują całą resztę – ocenia ekspert.
PGE zapowiada większe inwestycje w OZE i dystrybucję. W pierwszym kwartale przeznaczyła na nie...
– Osiągnęliśmy w pierwszym kwartale br. dobre wyniki finansowe, aczkolwiek nie są one wystarczające dla naszych potrzeb, ponieważ jesteśmy w trakcie ogromnego procesu inwestycyjnego – mówi Wojciech Dąbrowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej. Jak wskazuje, spółka jest m.in. największym inwestorem offshore na Bałtyku, uczestniczy w projekcie jądrowym i realizuje szeroko zakrojone inwestycje w OZE i magazyny energii. Jednocześnie w tym roku przeznaczy w sumie ok. 10 mld zł na finansowanie rządowej Tarczy Solidarnościowej, która ma ochronić wrażliwych odbiorców przed skutkami kryzysu energetycznego.
– W pierwszym kwartale br. zanotowaliśmy 1,7 mld zł zysku netto i tę kwotę przeznaczyliśmy na inwestycje, bo w PGE zysk równa się inwestycje w odnawialne źródła energii i dystrybucję – mówi agencji Newseria Biznes Wojciech Dąbrowski. – PGE odpowiada za polskie bezpieczeństwo energetyczne, to na nas spoczywa odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa i ciągłości dostaw energii elektrycznej i ciepła. Naszym zadaniem jest też przygotować tę energetykę na wyzwania kolejnych dziesiątków lat, żeby polska gospodarka była nowoczesna i mogła się dalej dynamicznie rozwijać. Jesteśmy w tej chwili jednym z liderów rozwoju gospodarczego w Europie, a energetyka jest tego składową i bardzo ważnym elementem wspomagającym ten proces.
Opublikowane przez spółkę wyniki finansowe za I kwartał 2023 roku są zgodne z wcześniejszymi szacunkami. Grupa PGE zanotowała 1,72 mld zł skonsolidowanego zysku netto dla akcjonariuszy (wobec 1,02 mld zł rok wcześniej). Zysk operacyjny wyniósł 2,34 mld zł (wobec 1,55 mld zł rok wcześniej), natomiast zysk EBITDA sięgnął 3,42 mld zł (wobec 2,61 mld zł rok wcześniej). Powtarzalny zysk EBITDA wyniósł z kolei 3,34 mld zł (wobec 2,59 mld zł rok wcześniej) i uwzględnia on 2,32 mld zł kwartalnego odpisu na Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny, z którego finansowane jest zamrożenie cen energii elektrycznej dla odbiorców końcowych.
Grupa PGE szacuje, że w całym 2023 roku przeznaczy na finansowanie rządowej Tarczy Solidarnościowej w sumie ok. 10 mld zł. W tym miesiącu wystartowała też z kampanią, w ramach której informuje o zamrożeniu cen energii dla gospodarstw domowych, przedsiębiorstw i instytucji wrażliwych.
– Osiągnęliśmy w pierwszym kwartale br. dobre wyniki finansowe, aczkolwiek te wyniki nie są wystarczające dla naszych potrzeb, ponieważ jesteśmy w trakcie ogromnego procesu inwestycyjnego. Inwestujemy w odnawialne źródła energii, w dystrybucję, jesteśmy największym inwestorem na Morzu Bałtyckim i uczestniczymy w projekcie jądrowym, żeby w przyszłości Polacy mieli czystą energię w akceptowalnej cenie i żeby polska gospodarka była rentowna – wymienia prezes PGE Polskiej Grupy Energetycznej.
Finalna wysokość nakładów inwestycyjnych Grupy PGE w I kwartale br. sięgnęła 1,56 mld zł. Spółka podkreśla, że jest m.in. największym inwestorem offshore na Bałtyku i realizuje obecnie projekt MFW Baltica o mocy ok. 2,5 GW. Dla zobrazowania – to połowa mocy zainstalowanej w największej elektrowni w Europie, czyli Elektrowni Bełchatów, która pokrywa w tej chwili ok. 20 proc. całego krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną. Uruchomienie obu etapów MFW Baltica planowane jest do 2030 roku. Energia z tych farm zasili w energię blisko 4 mln polskich gospodarstw domowych.
– W kwietniu br. rozstrzygnęliśmy przetarg na dostawę 107 turbin dla jednego etapu MFW Baltica – projektu Baltica 2. MFW Baltica to największa inwestycja OZE w polskiej historii – podkreśla Wojciech Dąbrowski. – Jednocześnie jesteśmy też partnerem w projekcie jądrowym, który realizujemy wspólnie z ZE PAK, czyli największym prywatnym producentem prywatnym energii elektrycznej w Polsce, oraz uznanym koncernem KHNP, który wybudował już 24 bloki nuklearne w Korei Południowej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
W kwietniu br. Grupa PGE zrobiła milowy krok w stronę realizacji tej inwestycji, powołując z ZE PAK wspólną spółkę celową – PGE PAK Energia Jądrowa, która będzie brała udział w realizacji budowy elektrowni jądrowej w Koninie/Pątnowie w Wielkopolsce. Według wstępnych analiz uruchomienie pierwszego bloku elektrowni atomowej ma być możliwe już w 2035 roku.
Uzupełnieniem dla energetyki jądrowej mają być odnawialne źródła energii. Jednak dla rozwoju OZE i stabilności systemu – w którym coraz większą rolę będą odgrywać zmienne, niestabilne źródła zależne od pogody – niezbędny jest rozwój magazynów energii.
– Dlatego właśnie powołaliśmy w PGE specjalny program budowy magazynów energii – mówi prezes PGE.
Obecnie Grupa PGE pracuje też nad aktualizacją swojej długofalowej strategii, która ma uwzględniać ostatnie zmiany, jakie zaszły w spółce i jej otoczeniu rynkowym.
– Tam się pojawi nacisk na magazyny energii, energetykę jądrową i wszystkie projekty, które zapewnią w przyszłości bezpieczeństwo energetyczne, energię elektryczną bez kosztów CO2, w akceptowalnej cenie dla naszych klientów i gospodarki. To jest zasadniczy cel naszych działań – zapowiada Wojciech Dąbrowski.
Według danych przedstawionych przez spółkę produkcja energii elektrycznej netto w I kwartale br. w jednostkach wytwórczych Grupy PGE wyniosła 15,7 TWh i była o 9 proc. niższa r/r. Wolumen dystrybuowanej energii elektrycznej był na poziomie 9,5 TWh (niżej o 3 proc. r/r). Wolumen sprzedaży energii elektrycznej do odbiorców końcowych również spadł o 3 proc. r/r i osiągnął wartość 8,9 TWh. Z kolei wolumen sprzedaży ciepła wyniósł 20,2 PJ, co oznacza spadek o 5 proc. w porównaniu do analogicznego okresu 2022 roku. Średni koszt emisji CO2 w segmentach energetyki konwencjonalnej i ciepłownictwa wyniósł 406,6 zł/MWh, co stanowi wzrost o 48 proc. r/r. Średnia hurtowa cena energii zrealizowana przez segmenty energetyki konwencjonalnej i ciepłownictwa w I kwartale 2023 roku (z uwzględnieniem odpisu na Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny) wyniosła 771,6 zł/MWh i była wyższa o około 328 zł/MWh w porównaniu do pierwszego kwartału 2022 roku – podała grupa w komunikacie.