piątek, 22 września, 2023

Polskę czeka jeszcze długa droga do zamknięcia obiegu gospodarczego. Wciąż nie traktujemy odpadów jako...

Odpady z tworzyw sztucznych stanowią w Polsce prawie 15 proc. wszystkich odpadów komunalnych i tylko 1/4 z nich jest zbierana w sposób selektywny – wynika z szacunków Conversio, przygotowanych na zlecenie Fundacji PlasticsEurope Polska. Poziom ich recyklingu też znacząco nie rośnie, a zarządzanie nimi pozostaje jednym z większych wyzwań w kontekście wdrażania gospodarki cyrkularnej. Branża tworzyw sztucznych w coraz większym stopniu dąży jednak do modelu obiegu zamkniętego, choć – jak podkreślają eksperci – jego pełnoskalowe wdrożenie wymaga odpowiedniej legislacji i pełnego zaangażowania wszystkich interesariuszy rynku. Przypominają też, że w debacie zapomina się o korzystnym dla planety wpływie produktów z tworzyw sztucznych.

W przeciwieństwie do gospodarki liniowej („wyprodukuj, użyj, wyrzuć”) gospodarka obiegu zamkniętego zakłada między innymi, że zużyte produkty są poddawane recyklingowi i zwracane do obiegu, co pozwala zmniejszyć ilość odpadów i zaoszczędzić surowce. Bez odzysku surowców z odpadów nie zamkniemy obiegu i stracimy szanse na uczynienie Europy nie tylko niezależnej surowcowo, ale przede wszystkim konkurencyjnej. W Polsce zużywa się aż 13,8 t surowców na osobę rocznie, ale tylko 10,2 proc. z nich trafia do ponownego obiegu (dane z raportu INNOWO, „Circular Restart! Polish Circularity Gap Report”).

To oznacza, że mamy 90-proc. lukę, którą trzeba wypełnić różnego rodzaju inicjatywami, inwestycjami i innowacyjnymi pomysłami, żeby tę cyrkularność w Polsce wesprzeć – mówi agencji Newseria Biznes Agnieszka Zdanowicz, wiceprezes koordynatora Klastra Gospodarki Odpadowej i Recyklingu – Krajowego Klastra Kluczowego.

Przejście na gospodarkę o obiegu zamkniętym – jak wskazuje Komisja Europejska – jest warunkiem osiągnięcia zakładanej neutralności klimatycznej do 2050 roku. Unia przyjęła już szereg regulacji w tym kierunku, które mają zbliżyć państwa członkowskie do wdrożenia GOZ.

– Gospodarka o obiegu zamkniętym to bardzo szerokie pojęcie. Dlatego właśnie wymaga wdrażania działań na wielu poziomach – mówi Marcin Podgórski, dyrektor Departamentu Gospodarki Odpadami, Emisji i Pozwoleń Zintegrowanych w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego w Warszawie. – Zaczynamy od edukacji i podnoszenia świadomości. Nasze działania kierujemy już do najmłodszych mieszkańców Mazowsza. Organizujemy konkursy dla przedszkoli i szkół. Mówimy także o tym, czym jest gospodarka o obiegu zamkniętym, z czym się ona wiąże, jakie korzyści płyną dla środowiska i portfela. Oczywiście mamy cały pakiet narzędzi administracyjnych, czyli wydajemy decyzje, pozwolenia w zakresie środowiska. Bardzo ważne jest także wsparcie finansowe, jakiego udziela samorząd województwa mazowieckiego, bo bez takiej pomocy gospodarka o obiegu zamkniętym będzie bardzo trudna do wdrożenia.

–  To, czego brakuje w cyrkularności, to głównie współpraca – ocenia Agnieszka Zdanowicz. – Gospodarka o obiegu zamkniętym jest czymś, co wymaga szeroko rozumianej współpracy, międzyresortowości, działań na styku różnych branż, ponieważ to, co jest odpadem w jednej branży, może być poszukiwanym surowcem w innej. To z kolei buduje innowacyjność.

Znane są szczegóły rozporządzenia UE ws. surowców krytycznych. Do 2030 roku 10 proc. z nich powinno być wydobywanych na terenie UE, a 15 proc. ma pochodzić z recyklingu. Bez dostępu do surowców krytycznych nie ma mowy o zielonej transformacji Europy. Wymaga to odważnych decyzji, by wspierać zielone inwestycje strategiczne. Istotne jest wsparcie rozwoju potencjału innowacyjnego MŚP, z uszczegółowieniem planu wsparcia rozwoju sektora recyklingu, gdyż jest on kluczowy dla zapewnienia niezależności surowcowej gospodarki Europy.

Co istotne model cyrkularny może przynieść ogromne korzyści nie tylko w wymiarze środowiskowym, ale i finansowym. KE szacuje, że zastosowanie zasad GOZ w całej gospodarce UE może się przyczynić do zwiększenia unijnego PKB o 0,5 proc. do 2030 roku oraz stworzenia ok. 700 tys. nowych miejsc pracy. Natomiast szacunki przytaczane przez firmę doradczą Deloitte pokazują, że dzięki przejściu na GOZ Unia Europejska mogłaby osiągnąć roczne oszczędności rzędu 630 mld dol. netto, czyli nawet ok. 3 proc. unijnego PKB. Z kolei w przypadku Polski redukcja zużycia materiałów i energii we wszystkich sektorach już o 1 proc. umożliwia uzyskanie wartości dodanej dla całej gospodarki na poziomie 19,5 mld zł. Na cyrkularności skorzystają też firmy, ponieważ przedsiębiorstwa produkcyjne w UE wydają średnio ok. 40 proc. środków na materiały i surowce. GOZ może zwiększyć ich rentowność i jednocześnie chronić je przed wahaniami cen zasobów. Jest też szansą na rozwój innowacji, ponieważ ten model na nowo projektuje modele biznesowe, głęboko przekształcając łańcuchy produkcji i konsumpcji.

Jednym z większych wyzwań w kontekście wdrażania gospodarki cyrkularnej jest zarządzanie odpadami z tworzyw sztucznych. Według Ellen MacArthur Foundation na całym świecie tylko około 14 proc. opakowań z tworzyw sztucznych jest zbieranych i poddawanych recyklingowi. Nawet w UE, która ma bardzo rygorystyczne przepisy środowiskowe, przeciętny konsument generuje rocznie ok. 31 kg śmieci z plastiku, z których do recyklingu trafia raptem 1/3. Reszta jest spalana, składowana lub eksportowana.

W Polsce sytuacja recyklerów odpadów tworzyw sztucznych  w obecnym czasie wygląda krytycznie, ponieważ ceny surowców pierwotnych bardzo spadły, a energii wzrosły, co rzutuje na niską konkurencyjność  surowców wtórnych. Z tego powodu recyklaty nie są atrakcyjne cenowo w porównaniu z surowcami pierwotnymi. Niestety bez wsparcia sektora recyklingu, m.in. obligatoryjnego wykorzystania w produktach i wyrobach surowców wtórnych, recykling stoi i czeka po prostu na lepsze czasy – mówi Katarzyna Błachowicz, wiceprezes zarządu koordynatora Klastra Gospodarki Odpadowej Recyklingu – Krajowy Klaster Kluczowy. – To mogłoby się zmienić, gdybyśmy mieli legislację i instrumenty, które by wsparły i zdynamizowały recykling, wspierały długofalowo cały sektor, który dzięki temu mógłby się rozwijać i planować inwestycje. A trzeba powiedzieć, że te inwestycje w zakresie recyklingu się dzieją, mamy innowacyjne technologie i pomysły, podążamy transformacją przemysłową. Natomiast koniunktura i ceny powodują, że ten proces zaczyna gwałtownie hamować.

Raport „Plastics. The Facts 2022” wskazuje na 20-proc. wzrost wykorzystania recyklatów do produkcji wyrobów z tworzyw sztucznych. Jednocześnie zawartość recyklatów w takich produktach sięgnęła 10 proc. To odzwierciedla również zaangażowanie branży tworzyw sztucznych w przyspieszenie transformacji w kierunku cyrkularności i zeroemisyjności. Jak wynika z raportu, w 2021 roku produkcja tworzyw sztucznych z surowców alternatywnych wyniosła 12,4 proc. całkowitej produkcji europejskiej.

Tworzywa sztuczne to materiał, z którego korzystamy na co dzień, obecny we wszystkich dziedzinach życia – mówi Anna Kozera-Szałkowska, dyrektor zarządzająca Fundacji PlasticsEurope Polska. – Zwykle patrzymy na nie przez pryzmat odpadów tworzyw sztucznych. Natomiast ważne jest to, żeby korzystać z nich rozsądnie, a później zagospodarować z korzyścią dla planety. Tu mowa przede wszystkim o recyklingu, który pozwala oszczędzać zasoby, ale trzeba też pamiętać o emisji gazów cieplarnianych, które można zaoszczędzić właśnie dzięki stosowaniu wyrobów z tworzyw sztucznych.

Jak wskazuje, tworzywa sztuczne mają bardzo szerokie zastosowanie m.in. w budownictwie, transporcie, przemyśle meblarskim i motoryzacyjnym, a nawet w sektorze zdrowotnym. W dyskusji o odpadach zapomina się o tym aspekcie.

Przykładowo w skali każdego roku na świecie marnuje się ok. 1/3 całej wyprodukowanej żywności, to pociąga za sobą ogromne emisje do atmosfery. Opakowania z tworzyw sztucznych są bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o zapobieganie tym stratom żywności. Im mniej jej zmarnujemy, tym większa korzyść dla planety. Dalej – izolacja z tworzywa sztucznego, którą wykorzystamy do ocieplenia budynku, to zaoszczędzona energia i surowce potrzebne do jego ogrzania, a więc kolejne korzyści w redukcjach emisji. Z kolei w samochodach, z których na co dzień korzystamy, zawartość wyrobów z tworzyw to ok. 15 proc., dzięki czemu są one znacznie lżejsze i spalają mniej paliwa. Poza tym nie zbudujemy żadnej baterii do samochodu elektrycznego bez odpowiedniej warstwy polimeru, który umożliwia jej funkcjonalność – wymienia Anna Kozera-Szałkowska.

Jak wynika z ostatniego raportu Fundacji PlasticsEurope Polska („Branża tworzyw sztucznych 2022”), ten sektor jest ważnym działem krajowej gospodarki – plasuje się na trzecim miejscu wśród działów przetwórstwa przemysłowego (po produkcji żywności i produkcji metali) pod względem wytwarzanej wartości dodanej brutto. Zatrudnienie w branży jest szacowane na ok. 200 tys. pracowników.

Temat gospodarki obiegu zamkniętego i wyzwań, jakie wiążą się z jej wdrażaniem, był omawiany przez ekspertów w trakcie drugiej edycji Polish Circular Forum, które odbyło się w czerwcu w Warszawie.

PKEE: Cała Europa zmaga się z podwyżkami cen energii. Głównymi powodami unijna polityka klimatyczna...

Inflacja i rosnące ceny energii w coraz większym stopniu drenują kieszenie Polaków. W ramach walki z drożyzną i przyjętej na początku grudnia tarczy antyinflacyjnej rząd zniósł jednak akcyzę...

Inflacja i wzrost kosztów produkcji uderzają w polskie firmy. Część z nich szuka okazji...

Zgodnie z nowymi danymi GUS inflacja w listopadzie wyniosła 7,7 proc. To wynik nienotowany od 21 lat. Wzrosty cen trapią też inne europejskie gospodarki. W...

Start-upy nie narzekają na brak dostępu do finansowania. Równie ważny jest dla nich mentoring...

Polskie start-upy dobrze sobie radzą na europejskim i globalnym rynku, chętnie kierują swoje rozwiązania do dużych firm i korporacji, a ich domeną jest głównie software – wynika z ostatniego raportu Fundacji StartUp Poland. Jak wskazuje założyciel funduszu EEC Ventures Konrad Sitnik, tym, co warunkuje sukces, jest przede wszystkim determinacja founderów i dobry, skalowalny model biznesowy. – Ostatni element do tej układanki to jest mądry inwestor, który poza pieniędzmi zapewni również mentoring i wsparcie intelektualne – mówi ekspert. Taką rolę chce pełnić Tauron, który ze start-upami ściśle współpracuje już od kilku lat, oferując im autorski program akceleracyjny.

 Tylko ok. 0,5 proc. start-upów udaje się dotrzeć do fazy ekspansji, czyli momentu, kiedy osiągają około 20 mln zł przychodów. Gdyby ten poziom obniżyć do 1 mln zł, to co 10. start-up osiąga ten poziom – mówi agencji Newseria Biznes Konrad Sitnik. – Na ich sukces wpływa przede wszystkim determinacja founderów, samych przedsiębiorców. Jeśli są gotowi pracować 24 godziny na dobę, 365 dni w roku, to istotnie poprawia szanse na osiągnięcie sukcesu. Poza tym istotne jest też momentum. Kiedy mamy długoterminową suszę, to nieważne jak wysokiej jakości byłoby ziarno, w takich warunkach trudno jest, żeby roślina zakiełkowała. Kolejna sprawa to unikalna propozycja dla rynku, bo jeżeli ktoś chce skopiować model biznesowy, stwierdzić: Okej, to ja teraz stworzę Wiedźmina 4 albo Allegro 2.0”, to raczej nie wróżę mu sukcesu.

Według ostatniego raportu Fundacji Startup Poland na rodzimym rynku działa w tej chwili ok. 5 tys. start-upów, jednak niewiele z nich jest dobrze rozpoznawalnych i odniosło globalny sukces, taki jak np. Booksy, DocPlanner czy Brainly. W zdecydowanej większości polskie start-upy to wciąż podmioty młode albo bardzo młode – aż 83 proc. z nich funkcjonuje na rynku krócej niż cztery lata, a co piąty (22 proc.) nie ma jeszcze rocznego stażu. Główne sektory i branże, w których działają, to kolejno AI i machine learning (21 proc.), produktywność i zarządzanie (14 proc.), analityka – research tools, business intelligence (13 proc.), HRtech i HR tools, medtech (w obu przypadkach po 12 proc.) oraz usługi finansowe – fintech lub insurtech i Big Data (10 proc.).

Z raportu wynika też, że główną domeną polskich start-upów jest software. Niemal dwie trzecie spółek oferuje klientom aplikacje, z czego większa część (36 proc.) to aplikacje webowe, a 26 proc. – mobilne. Dużą popularnością cieszą się też jednak usługi SaaS (39 proc.) i produkcja hardware’u (17 proc.).

Polska stoi software’em, a polscy informatycy mają olbrzymią renomę na świecie – mówi założyciel funduszu EEC Ventures i partner funduszu EEC Magenta, w których inwestorem jest Grupa Tauron. – Branża software’owa, która odniosła największy sukces, to przede wszystkim cyfrowa rozrywka, sektor gier. W żadnym innym sektorze nowych technologii Polska nie wykreowała aż tylu graczy na skalę co najmniej europejską. Mamy też kilku graczy rozpoznawalnych w skali globalnej i to jest niewątpliwie sukces. Dlatego uważam, że cyfrowa rozrywka – mimo że w tej chwili wyceny na Giełdzie Papierów Wartościowych istotnie spadły – to jest dalej bardzo przyszłościowa branża i jeszcze nie wszystko zostało w tym zakresie powiedziane.

Ekspert wskazuje, że wbrew powszechnemu przekonaniu na start-upowym rynku nie brak obecnie pieniędzy. Z raportu Fundacji Startup Poland wynika, że kluczową rolę odgrywają na nim krajowe fundusze venture capital, z których kapitału skorzystało w ubiegłym roku 28 proc. badanych start-upów. Dalej plasują się rodzimi aniołowie biznesu, którzy wsparli średnio co piątą spółkę (22 proc.). Identyczny odsetek otrzymał też finansowanie z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

Jeśli chodzi z kolei o grupę docelową, do której polskie start-upy kierują swoje rozwiązania i usługi, najwięcej z nich (niemal dwie trzecie) wskazuje na B2B, czyli firmy małe i średnie, zatrudniające do 250 osób, a kolejne 62 proc. – na firmy duże i korporacje (zatrudniające powyżej 250 osób). Klienci indywidualni (B2C) są grupą docelową dla tylko 35 proc. start-upów. Nieco mniej (30 proc.) kieruje też swoją ofertę do klientów instytucjonalnych (B2G) – urzędów, samorządów, szkół czy szpitali.

– Model, w jakim finansują się start-upy na polskim rynku, trochę różni się od modelu, w jakim finansują się start-upy w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych. Przede wszystkim mało jest tzw. spin-offów akademickich oraz spin-offów z instytutów naukowych. Tę rolę w Polsce odgrywają seedowe fundusze venture. Czy to jest dobrze, czy nie, czas pokaże. Natomiast najzdrowszą formą finansowania dla samego start-upu jest finansowanie pieniędzmi klientów. Im szybciej start-up wyjdzie z propozycją sprzedaży swoich produktów i usług do klientów, tym lepiej dla niego. Spółka powinna się przede wszystkim finansować tym, co sprzeda na rynek – mówi Konrad Sitnik.

Jak wskazuje, drugim ważnym elementem sukcesu start-upu jest jego skalowalny model biznesowy – jeśli koszty będą rosły podobnie albo szybciej niż przychody, taka spółka raczej nie osiągnie sukcesu.

Ostatni element do tej układanki to jest mądry inwestor, który poza pieniędzmi zapewni również mentoring i wsparcie intelektualne – mówi ekspert.

 Tauron ma dla start-upów bardzo konkretną ofertę, która nazywa się Tauron Progres i to jest nasz autorski program akceleracyjny. Zapraszamy do niego innowatorów po to, aby mogli – wspólnie z nami, z naszymi ekspertami, na naszej infrastrukturze – przetestować swoje rozwiązanie. Dajemy im też możliwość skorzystania z naszej bazy klientów, za ich zgodą, i skorzystania z naszej wydzielonej infrastruktury po to, aby wspólnie doprowadzić produkt czy usługę do etapu finalnego produktu. Oferujemy również możliwość pokrycia kosztów takiego pilotażu w wysokości do 200 tys. zł – dodaje Dominika Goleniowska-Milinković, kierowniczka zespołu Open Innovation w Tauron Polska Energia.

Jak podkreśla, innowacje tworzone przez start-upy odgrywają ogromną rolę w cyfryzacji i zielonej transformacji sektora energetyki.

– Innowacje w tym momencie napędzają tę rewolucję, która się odbywa w energetyce. Natomiast start-upy są o tyle specyficzne, że są to małe, zwinne podmioty, które potrafią bardzo szybko zareagować na zmieniający się rynek i zmieniające się potrzeby klienta. One nie są obarczone procesami, ograniczeniami formalnymi czy decyzyjnymi, w związku z tym ich udział w transformacji energetycznej jest nieoceniony – mówi Dominika Goleniowska-Milinković.

Tauron współpracuje ze start-upami już od 2017 roku. Dzięki temu ma możliwość przetestowania innowacyjnych, niszowych rozwiązań, które nie trafiły jeszcze do szerokiego grona odbiorców, oraz zaadaptowania ich na swoje potrzeby.

– W tej chwili bardzo intensywnie szukamy interesujących rozwiązań na rzecz Grupy Tauron – mówi kierowniczka zespołu Open Innovation w Tauron Polska Energia. – Tauron ma swoją mapę drogową, którą kieruje się w tych poszukiwaniach. Strategiczna Agenda Badawcza pokazuje, w jakim kierunku chcemy się rozwijać w zakresie innowacji. Każdy start-up, który chciałby nawiązać z nami współpracę, powinien zajrzeć na naszą stronę i sprawdzić, jakie obszary są dla nas w tym momencie najbardziej interesujące. Aktualnie są to m.in. inteligentna dystrybucja, klient i jego potrzeby, zielona energia, a także zrównoważone ciepło.

O tym, jakich innowacji poszukuje Tauron i należące do grupy fundusze inwestycyjne, mogli się dowiedzieć także uczestnicy ostatniego Thursday Gathering. To cykliczne imprezy organizowane przez Fundację Venture Café Warsaw, które w każdy czwartek przyciągają społeczność innowatorów. Służą wymianie wiedzy i doświadczeń, nawiązywaniu kontaktów biznesowych oraz dyskusji o najważniejszych trendach w biznesie i innowacjach.

Mieszanie różnych włókien tkanin utrudnia ich recykling. Świadomy dobór materiałów na etapie produkcji kluczem...

Do 2050 roku populacja na Ziemi wzrośnie do blisko 10 mld osób,  a w ślad za nią także popyt na odzież. Przemysł modowy jest...

Gotowanie z mąką ze świerszczy budzi kontrowersje. Poszukiwanie alternatywnych źródeł białka będzie jednak coraz...

Na początku stycznia Komisja Europejska wydała zgodę na wprowadzenie do sprzedaży w krajach Wspólnoty produktów zawierających mąkę ze świerszczy. Zgoda wydana została jednemu producentowi i będzie obowiązywała przez pięć lat. Produkt cechuje się wysoką zawartością białka i może być wykorzystywany jako substytut mąki zbożowej. Choć produkcja żywności z owadów budzi wśród Europejczyków kontrowersje, to na świecie, a zwłaszcza w krajach azjatyckich, jest to częsta praktyka. Ma ona również istotny wymiar ekologiczny: hodowla owadów jest dużo mniejszym emitentem gazów cieplarnianych niż hodowla bydła i trzody chlewnej. Co więcej, świerszcze są nie tylko źródłem białka, ale i błonnika, witamin i minerałów.

Z danych Humane Society International wynika, że ponad 16,5 proc. emisji gazów cieplarnianych spowodowanych przez człowieka pochodzi z hodowli zwierząt. To odsetek zbliżony do tego, za który odpowiada transport. Co więcej, jeśli sytuacja się nie zmieni, to do 2030 roku sektor ten będzie odpowiadał za ponad połowę skumulowanej globalnej emisji dwutlenku węgla.

– Żywność z owadów w mniejszy sposób wpływa na środowisko niż tradycyjna przymusowa hodowla zwierząt. Wykorzystujemy o wiele mniej wody, o wiele mniej miejsca, a owady możemy karmić resztkami – mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje Paulina Górska, ekoedukatorka, ekspertka ds. zrównoważonego rozwoju. – Musimy szukać takich źródeł białka, które będą wywierać mniejszy negatywny wpływ na środowisko.

Ma to też aspekt ekonomiczny – hodowla owadów zajmuje znacznie mniej czasu i wymaga znacznie mniejszych nakładów finansowych niż ryb czy zwierząt domowych.

Cztery świerszcze to równowartość szklanki mleka pod względem zawartości białka. Powinniśmy poszukiwać nowych źródeł białka, bo naukowcy przewidują, że w 2050 roku będziemy potrzebowali produkować nawet 50 proc. więcej żywności niż dzisiaj – mówi Paulina Górska. – Ponad 2 mld ludzi na całym świecie regularnie spożywa owady i dla nas, w Europie czy Polsce, jest to kontrowersyjne, to nie są nasze nawyki żywieniowe, nie jesteśmy przyzwyczajeni do jedzenia owadów, ale być może za 20 lat to się zmieni. Jeśli chodzi o właściwości odżywcze takiej mąki, to świerszcze dostarczają nawet 60 proc. białka, więc one są po prostu bardzo odżywcze. Zawierają też różne witaminy, minerały i błonnik, na przykład z chityny. To bardzo pożywny pokarm.

Mąka z owadów może być substytutem mąki ze zboża. Zgodnie z rozporządzeniem Komisji Europejskiej sproszkowane świerszcze mogą być stosowane pod pewnymi warunkami m.in. w pieczywie, herbatnikach, produktach makaronowych, sosach, pizzach, zupach czy napojach. Zgoda KE dotyczy jednak jednego producenta.

– Jest zgoda dla jednej firmy na pięć lat, ale możemy się spodziewać tego, że będzie to trend rosnący i że ten rynek będzie rósł – mówi ekoedukatorka. – Jeśli jednak weźmiemy kwestie etyczne pod uwagę, to nie jest to żywność atrakcyjna dla wegetarian czy wegan. Powstaje też pytanie, czy dobrym kierunkiem jest to, że tradycyjną hodowlę zwierząt chcemy wymienić również na hodowlę zwierząt, która powiedzmy, że wywołuje mniejszy negatywny wpływ na środowisko, ale nadal wykorzystujemy zwierzęta.

Tego typu rozważania stawiają więc wyżej poszukiwanie roślinnych źródeł białka. W tym temacie wiele się dzieje i wciąż pojawiają się nowe pomysły i innowacje. Rozwiązaniem, nad którym od kilku lat trwają prace, może być mięso produkowane z protein sojowych lub grochowych.

– Jest ono drukowane w technologii 3D. Może wyglądać jak na przykład stek i zastępować nam potrzebę jedzenia mięsa w takiej postaci, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Istotnym trendem przyszłości najprawdopodobniej będzie produkcja żywności z alg, które są bardzo odżywcze, zawierają bardzo dużo białka, a ich hodowla jest bardziej ekologiczna niż na przykład soi. Ciekawym trendem jest też wertykalna hodowla żywności roślinnej – wymienia ekspertka.

Na świecie coraz większą popularność zdobywa mięso wytwarzane w warunkach laboratoryjnych. Przykładowo resort rolnictwa w Chinach w ubiegłym roku wydał deklarację, w której po raz pierwszy włączył mięso hodowane komórkowo i inne kategorie „żywności przyszłości” do swojego pięcioletniego planu rozwoju rolnego.

– Singapur jest pierwszym krajem, w którym takie mięso zostało dopuszczone do sprzedaży. W tamtejszych restauracjach możemy zjeść mięso, które zostało wyhodowane komórkowo, czyli w laboratorium, bez przemysłowej hodowli zwierząt, przez co jest ono pozbawione antybiotyków. Nawet w galeriach handlowych znajdują się stoiska, na których możemy kupić wyłącznie mięso wyhodowane komórkowo. Ostatnio również w Stanach Zjednoczonych taka żywność została uznana za bezpieczną. Wydaje się więc, że to jest bardzo mocny trend i być może za 20 lat te produkty będą już bardziej przystępne cenowo – przewiduje Paulina Górska.

Z danych zebranych przez Roślinniejemy wynika, że coraz więcej rządów wspiera inicjatywy, które mają na celu ograniczenie spożycia mięsa. Wśród nich jest dotowanie produkcji przyjaznej środowisku i rozwijaniu alternatyw dla mięsa i produktów odzwierzęcych, wprowadzanie zniżek na produkty pochodzenia roślinnego czy wyższych podatków na mięso. Holendrzy chcą być liderami w badaniach i produkcji roślinnych alternatyw dla mięsa i nabiału, a także inwestują w mięso hodowane komórkowo. Liczą na to, że będzie to w przyszłości ważna i dochodowa gałąź gospodarki. Również Finlandia dotuje z funduszu innowacji prace nad rozwojem białek roślinnych z rodzimych upraw i chce być liderem w tym przemyśle.

Według MarketsandMarkets światowy rynek substytutów mięsa był w 2021 roku wyceniany na prawie 1,9 mld dol. Do 2027 roku branża ta wypracuje przychody, które przekroczą 4 mld dol.

Nad ekologicznymi innowacjami pracuje coraz więcej firm. Takie technologie nie rozwiążą jednak problemu zmian...

Jak wynika z raportu opublikowanego przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) działający przy ONZ, globalne ocieplenie postępuje zdecydowanie szybciej, niż się spodziewano. Współczesny świat...

Pożary i susze w Europie to wina zmian klimatu i zbyt wolnego przechodzenia na...

Rekordowe temperatury w całej Europie, susza, pożary w Grecji i Hiszpanii, blackout na Sycylii, ekstremalne, sięgające nawet 50˚C, upały w Chinach i USA – wszystko to odczuwalne już w tej chwili skutki zmian klimatu, których powodem jest działalność człowieka i spalanie paliw kopalnych. Udział OZE, które powinny je jak najszybciej zastąpić, rośnie jednak zbyt wolno, także w Polsce. Rozwój zielonych źródeł blokują m.in. zbyt restrykcyjne regulacje dotyczące energetyki wiatrowej na lądzie i niewystarczające inwestycje w infrastrukturę przesyłową. – W ubiegłym roku urzędy wydały rekordowe 7 tys. odmów przyłączeniowych na 51 GW mocy, czyli ok. 25 proc. tego, co potrzebujemy, żeby przejść w 100 proc. na OZE i uniezależnić się od dostaw węglowodorów z zagranicy – mówi Tomasz Wiśniewski, prezes zarządu Pracowni Finansowej.

– Tegoroczne rekordy temperatury pokazują, że spalamy zbyt duże ilości paliw kopalnych. Trzydzieści niezależnych, największych na świecie organizacji naukowych potwierdza, że to ocieplenie jest bezpośrednio wynikiem działalności człowieka. Nie ma na świecie żadnej liczącej się instytucji naukowej, która by ten fakt podważała – przypomina w rozmowie z agencją Newseria Biznes Tomasz Wiśniewski.

Ostatni raport IPCC, czyli działającego przy ONZ Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, po raz pierwszy tak jednoznacznie i dobitnie potwierdził, że za ogrzanie planety odpowiada działalność człowieka. Z dokumentu wynika również, że globalne ocieplenie przyspiesza – w porównaniu do epoki przedindustrialnej średnia temperatura na Ziemi zwiększyła się już o ponad 1˚C. W czarnym scenariuszu – bez radykalnych działań – ten wzrost do końca stulecia może sięgnąć nawet 4,4˚C, czego efektem będzie m.in. wzrost poziomu mórz i oceanów o 3 m, zalanie terenów zamieszkałych przez ogromną część światowej populacji i katastrofalne zjawiska pogodowe na niespotykaną skalę. Według szacunków IPCC już w tej chwili od 3,3 do 3,6 mld ludzi na całym świecie odczuwa skutki zmian klimatu w postaci powodzi, suszy, klęsk żywiołowych, rekordowych upałów i pożarów. Widać to także tego lata z bliskich Polsce regionów – południe Europy i północ Afryki zmagają się z rekordowo wysokimi temperaturami oraz pożarami zagrażającymi bezpieczeństwu.

 Spalając paliwa kopalne, w ciągu dwóch–trzech stuleci możemy się przyczynić do dwukrotnie większej zmiany temperatury niż przez ostatnie 10 tys. lat wychodzenia z epoki lodowej. Nauka nie zna tak szybkiego wzrostu temperatury w dotychczasowej geologicznej historii Ziemi – mówi prezes Pracowni Finansowej.

Jak poinformował Copernicus Climate Change Service, czerwiec 2023 roku był najcieplejszym miesiącem na świecie. Temperatura przekroczyła średnią z lat 1991–2020 o nieco ponad 0,5˚C, znacznie przewyższając poprzedni rekord z czerwca 2019 roku. Analizy wykorzystujące miliardy pomiarów z satelitów, statków, samolotów i stacji pogodowych na całym świecie wykazały także, że wszechocean przekroczył najwyższe w historii temperatury powierzchni wód dla czerwca, a lód morski na Antarktydzie osiągnął najniższy zasięg w czerwcu od czasu rozpoczęcia obserwacji satelitarnych. Spadł on o 17 proc. poniżej średniej. 

Według raportu IPCC, jeżeli globalne ocieplenie ma zostać zahamowane w granicach bezpiecznego progu 1,5–2°C, trzeba szybko i mocno obciąć emisje gazów cieplarnianych. Do 2030 roku powinna spaść już o połowę, a do 2050 roku – do zera. To jednak oznacza całkowitą rezygnację z paliw kopalnych i przejście na odnawialne źródła energii.

– Każda turbina wiatrowa o mocy 2 MW może zapobiec emisji 250 t CO2 rocznie, a także 1,5 t azotanów, 2 t siarczanów i 17,5 t pyłów emitowanych przez elektrownie węglowe do atmosfery – wymienia ekspert. – Farmy fotowoltaiczne są pod tym względem jeszcze bardziej korzystne dla środowiska. Przez to, że wyłączamy zwykle słabej jakości grunty z intensywnej obróbki rolnej z użyciem oprysków chemicznych, uzyskujemy dodatkową korzyść w postaci wzbogacenia bioróżnorodności i ochrony gatunków. Tam siedliska znajdują liczne ptaki, owady, zapylacze, chronimy ten obszar przed pustynnieniem. Dodatkowo on nie jest uprawiany przez rolników, więc maszyny nie emitują dwutlenku węgla.

Jak wskazuje, kolejnym powodem przemawiającym za rezygnacją z elektrowni węglowych jest też fakt, że zużywają one ogromne ilości wody, której potrzebują m.in. do chłodzenia bloków. Według szacunków Greenpeace polska energetyka węglowa odpowiada za aż 70 proc. poboru wody w Polsce, co jest jednym z najwyższych wskaźników w skali całego świata, a w czasie suszy i upałów grozi wyłączeniami dostaw prądu.

To jest informacja druzgocąca w dobie wszechobecnej suszy, wywołującej gigantyczne pożary lasów. Susza dodatkowo obniża też poziom wód w rzekach i jeziorach, a letnie upały zwiększają ich temperaturę, co wpływa na spadek możliwości schładzania generatorów i zmniejsza możliwości produkcyjne elektrowni węglowych – mówi Tomasz Wiśniewski. – Jeśli Polska zwiększy udział OZE w miksie energetycznym i zrezygnuje z energetyki węglowej na rzecz ekologicznych elektrowni, to zaoszczędzimy miliardy litrów wody rocznie.

To także oszczędności finansowe wynikające z mniejszego importu paliw kopalnych.

Każdy gigawat mocy wiatraków na lądzie to w skali roku ok. 2 mld zł oszczędności na imporcie gazu. Dlatego – nawet jeżeli komuś jest to obojętne i jest tak krótkowzroczny, że nie zwraca uwagi na ochronę klimatu – być może argumenty ekonomiczne będą bardziej przekonujące, że warto inwestować w OZE i mieć własny prąd z odnawialnych, darmowych źródeł energii, jakimi są wiatr i słońce – dodaje prezes Pracowni Finansowej.

Według danych Agencji Rynku Energii w Polsce udział OZE sukcesywnie rośnie. W kwietniu br. moc zainstalowana odnawialnych źródeł energii wzrosła o 5,1 GW rok do roku i sięgnęła w sumie 24,4 GW, co stanowi już blisko 40 proc. łącznej mocy zainstalowanej wszystkich źródeł energii elektrycznej. Największym źródłem energii z OZE pozostaje fotowoltaika (w kwietniu br. jej moc zainstalowana wynosiła prawie 13,5 GW, czyli ponad 55 proc. wszystkich mocy źródeł odnawialnych), na drugim miejscu są zaś elektrownie wiatrowe na lądzie. Zgodnie z danymi Polskich Sieci Elektroenergetycznych w ubiegłym roku produkcja energii z energetyki wiatrowej wyniosła blisko 19 TWh, co oznacza 15-proc. wzrost r/r.

Skala inwestycji w farmy wiatrowe jest dziś zdecydowanie mniejsza, niż mogłaby być, ponieważ kilka lat temu zablokowano tę branżę. Powstawały jedynie pojedyncze turbiny wiatrowe i to tylko dzięki ogromnemu wysiłkowi inwestorów, którzy uparli się na to, żeby te elektrownie budować – mówi Tomasz Wiśniewski. – Farmy fotowoltaiczne pod tym względem wypadają lepiej, ponieważ ten rynek nie był zablokowany, aczkolwiek brakuje miejsc, gdzie można te farmy podłączyć. W ubiegłym roku urzędy wydały rekordowe 7 tys. odmów przyłączeniowych na 51 GW mocy, czyli ok. 25 proc. tego, co potrzebujemy, żeby przejść w 100 proc. na OZE i uniezależnić się od dostaw węglowodorów z zagranicy.

Ekspert wskazuje, że w Polsce rozwój energetyki wiatrowej na lądzie w 2016 roku całkowicie zablokowała tzw. ustawa odległościowa, która wprowadziła zasadę 10H, czyli normę określającą, w jakiej odległości od zabudowań mogą powstawać elektrownie wiatrowe. Zgodnie z nazwą limit wynosił 10-krotność wysokości wiatraka, czyli około 1,5–2,5 km. W praktyce wyłączyło to z możliwości stawiania wiatraków ok. 99,7 proc. obszaru Polski.

Na początku tego roku ustawa została zliberalizowana, a zasadę 10H zastąpił wymóg stawiania wiatraków w odległości nie mniejszej niż 700 m od zabudowań i dodatkowe obwarowania, jak m.in. konieczność uzgodnienia planów miejscowego zagospodarowania ze wszystkimi gminami, które są w sferze oddziaływania turbin. Branża onshore (która optowała, żeby ta odległość wynosiła 500 m) ocenia, że w praktyce wciąż nie pozwoli to na pełne odblokowanie tej gałęzi energetyki. 

– Potrzebny jest kolejny krok albo nawet kilka kolejnych kroków, żeby odblokować lądową energetykę wiatrową – podkreśla  prezes Pracowni Finansowej.

Jak zaznacza, warunkiem koniecznym dla rozwoju odnawialnych źródeł energii w Polsce są też inwestycje w rozwój i modernizację sieci dystrybucyjnych, które powinny zostać zrealizowane jak najszybciej.

– W Polsce są inwestorzy, którzy chcą inwestować w odnawialne źródła energii. Jedynym problemem jest możliwość przyłączenia tych źródeł do sieci. Gdyby rząd zainwestował w modernizację sieci przesyłowych, to na pewno znajdą się inwestorzy, którzy sfinansują całą resztę – ocenia ekspert.

Polska jest czwartym największym eksporterem sprzętu AGD na świecie. Rekordowe zakupy konsumentów podczas pandemii...

Pralki, zmywarki, lodówki czy suszarki do ubrań polskiej produkcji podbijają zagraniczne rynki – odpowiadają za ok. 2 proc. światowego popytu na sprzęt AGD....

Ultraszybka sieć 5G uruchomiona na Politechnice Śląskiej. Posłuży do testowania nowoczesnych rozwiązań dla przemysłu

Zainteresowanie rodzimych przedsiębiorstw rozwijaniem innowacji opartych na 5G jest coraz większe. Możliwość przetestowania 5G w praktyce stwarza im showroom technologiczny na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. W tamtejszym Centrum Testowania Technologii Przemysłu 4.0 – przy współpracy z Orange Polska i APA Group – została uruchomiona ultraszybka wewnętrzna sieć kampusowa 5G, która posłuży do tworzenia i testowania nowoczesnych rozwiązań bazujących na tej technologii.

 Lokalna sieć 5G, która została właśnie uruchomiona na Politechnice Śląskiej, nie jest przeznaczona do telefonii komórkowej. Ta sieć służy do przesyłania informacji w ramach internetu rzeczy pomiędzy czujnikami, sensorami, komputerami, pomiędzy systemami wytwórczymi, smart city, energetycznymi etc. Ona stwarza ogromne możliwości przetwarzania danych, sprzęgania rozwiązań takich jak robotyka i zautomatyzowane linie produkcyjne z technologiami sztucznej inteligencji. To jest przeniesienie nas na wyższy poziom rozwoju technologicznego – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes prof. dr hab. inż. Arkadiusz Mężyk, rektor Politechniki Śląskiej.

Dzięki współpracy Orange Polska, APA Group i Politechniki Śląskiej w Gliwicach na tej uczelni powstał właśnie unikalny showroom technologiczny, w którym polskie przedsiębiorstwa i przedstawiciele przemysłu, ale także społeczność uczelniana i studenci mogą w praktyce przetestować innowacje bazujące na technologii 5G.

 To jak na razie jedyna w Polsce sieć kampusowa na uczelni wyższej. Pozwala nam na pokazywanie i rozwijanie technologii, które będą potrzebne w przyszłości – mówi dr hab. inż. Anna Timofiejczuk, prof. Politechniki Śląskiej, dziekan tamtejszego Wydziału Mechanicznego Technologicznego. 

Studenci, wykładowcy, przedsiębiorcy czy przedstawiciele przemysłu mogą dzięki temu prowadzić projekty z wykorzystaniem technologii 5G zarówno na miejscu, w murach uczelni, jak i w pełni zdalnie wybrać produkt, a następnie wytworzyć go, monitorując w czasie rzeczywistym każdy etap procesu produkcyjnego z zastosowaniem takich elementów jak AI, Big Data czy machine learning. Po zakończonym procesie dostaną przyjazny raport z oznaczeniem wskaźników jakości, wydajności, kosztów, zużycia energii czy emisji CO2.

– Dzięki temu, że mamy centrum i sieć, na Politechnice Śląskiej możemy, po pierwsze, prowadzić badania, po drugie, kształcić, po trzecie, zmieniać kompetencje, a po czwarte, pokazywać osobom, które boją się nowych technologii, jak można je wykorzystać – mówi dr hab. inż. Anna Timofiejczuk.

– W tej chwili musimy się też zastanowić nad nowym systemem kształcenia dla przemysłu przyszłości. Postęp technologiczny jest tak szybki, że wiedza, która znajduje się w podręcznikach, bardzo szybko się dezaktualizuje – zauważa prof. Arkadiusz Mężyk.

Projekt zrealizowany przez Orange Polska na Politechnice Śląskiej to dla operatora już czwarte w Polsce wdrożenie sieci kampusowej 5G. Poprzednie zostały uruchomione w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, w fabryce Miele w Ksawerowie i w fabryce Nokii w Bydgoszczy. Grupa Orange ma na tym polu spore doświadczenie także na innych rynkach europejskich.

– Trzy poprzednie wdrożenia w Polsce dotyczyły biznesu. Uczelnia jest dla nas czymś nowym, ale bardzo ważnym, ponieważ wiemy, że tutaj właśnie mogą powstać nowe rozwiązania. Uczelnie mogą testować i sprawdzać, jak wykorzystać tę sieć 5G najlepiej – mówi Małgorzata Ciechomska, dyrektorka smart city w Orange Polska. – Sieć 5G maksymalnie przyśpieszy przesył danych, zmniejszy opóźnienia do niemal niezauważalnego poziomu i umożliwi komunikację bardzo wielu czujników i urządzeń na małej przestrzeni. To z kolei doprowadzi do większej robotyzacji, automatyzacji, zapewni precyzyjną pracę tych urządzeń.

Sieć 5G, czyli nowa generacja transmisji danych, zapewnia szybką i niezawodną łączność wielu urządzeń IoT bez kilometrów kabli. Czujniki i sensory monitorują każdy etap procesu, co pozwala analizować i optymalizować go niemal w czasie rzeczywistym. Co istotne rozwiązania oparte na tej technologii są dla firm łatwe w rozbudowie i integracji, a przy tym relatywnie tanie.

– Perspektywy największych korzyści, jakie płyną z wykorzystania 5G, otwierają się m.in. przed takimi branżami jak logistyka, transport i produkcja przemysłowa – mówi ekspertka Orange Polska.

Rozwiązania wykorzystujące 5G już w tej chwili przyspieszają transformację cyfrową firm, automatyzując cykle produkcyjne, procesy dystrybucji i logistykę. Wykorzystanie tej technologii umożliwia m.in. szkolenie pracowników przy użyciu wirtualnej rzeczywistości czy cyfrowe wsparcie stanowisk pracy dzięki inteligentnym okularom z systemem rozszerzonej rzeczywistości.

Z badań zrealizowanych dla Orange’a wśród polskich firm różnej wielkości wynika, że ponad 80 proc. z nich postrzega 5G jako technologię atrakcyjną i przydatną w prowadzonej działalności biznesowej. Ponad 70 proc. uważa też, że 5G pomoże im ulepszyć oferty biznesowe i przyniesie nowe możliwości. Podobny odsetek deklaruje, że będzie niedługo potrzebować wsparcia dostawcy usług telekomunikacyjnych przy rozwijaniu i testowaniu usług 5G lub przy zastosowaniu kolejnych generacji sieci 5G.

– Sieć 5G to jest brakujący element w przemyśle 4.0. To jest zwieńczenie procesu cyfryzacji, transformacji cyfrowej przedsiębiorstw – podkreśla dr inż. Artur Pollak. – Ta technologia generuje bardzo duże oszczędności, np. eliminując okablowanie, które jest, po pierwsze, drogie, a po drugie, często ulega jakimś uszkodzeniom. Sieć 5G transmituje dane z bardzo dużą prędkością i precyzją.

Jak wskazuje, z perspektywy firm przyspieszenie transmisji danych, wyeliminowanie opóźnień i zwiększenie liczby podłączonych do sieci urządzeń na 1 km2 jest kluczowe. Chodzi bowiem o to, aby na terenie fabryk, magazynów, biur i centrów logistycznych można było instalować więcej komunikujących się ze sobą urządzeń i czujników. Umożliwiają one bieżące diagnozowanie problemów, szybkie reagowanie i optymalizację procesów. A to przyczynia się np. do poprawy koordynacji ruchu automatów i robotów wykorzystywanych w produkcji, zwiększając jednocześnie bezpieczeństwo pracy człowieka.

– Jeżeli weźmiemy pod uwagę  klasyczne pętle sterowania, to przemysł jest przygotowany do tego, żeby wynik pewnej operacji był widoczny po około 50 ms. Natomiast sieć 5G umożliwia transmisję danych z prędkością do 1 ms. Mówimy więc o tym, że na 1 km2 możemy umieścić 1 mln sensorów i możemy go odpytywać co 1 milisekundę, by dostawać z niego informacje zwrotne – mówi prezes zarządu APA Group.

Stay connected

0FansLike
0FollowersFollow
0SubscribersSubscribe

Latest article

Konsumenci w Polsce kupują rocznie 24 tys. t certyfikowanych produktów rybnych. To sposób na...

Zdecydowana większość konsumentów w Polsce, bo aż 88 proc., jest zaniepokojona stanem oceanów – pokazało ubiegłoroczne badanie GlobeScan. Jednocześnie 63 proc. wierzy, że jesteśmy w stanie uratować je przed nieodwracalnymi zmianami w ciągu najbliższych 20 lat. Podobny odsetek wskazuje, że mają tutaj znaczenie wybory dotyczące spożywanych ryb i owoców morza. Za tym idzie coraz większa świadomość dotycząca ekocertyfikatów i popularność oznaczonych nimi produktów. W ciągu 10 lat sprzedaż ryb i owoców morza z logo MSC wzrosła 14-krotnie i dziś wynosi ponad 24 tys. t rocznie.

W ciągu ostatnich lat obserwujemy rosnący niepokój zarówno polskich, jak i globalnych konsumentów dotyczący stanu naszego środowiska. Konsumenci obawiają się tego, czy ich działania i wybory nie przyczyniają się do tego, co się dzieje ze środowiskiem, i szukają sposobów na to, aby ograniczać ten wpływ. Zdecydowana większość polskich konsumentów, bo aż 60 proc., w przeprowadzonym w zeszłym roku badaniu GlobeScan zwróciła uwagę na to, że jest zaniepokojona tym, co się dzieje z naszymi oceanami zdecydowanie bardziej niż jeszcze dwa lata temu – mówi agencji Newseria Biznes Joanna Ornoch, koordynatorka działań komunikacyjnych w MSC.

Konsumenci zdają sobie sprawę również z tego, co oznacza zła kondycja oceanów. Czterech na 10 badanych przez GlobeScan konsumentów obawia się, że za 20 lat ich ulubiona ryba na zawsze zniknie z menu. Jednocześnie dwóch na trzech wierzy, że uda się jeszcze te niekorzystne zmiany zatrzymać.

Polscy konsumenci zwrócili uwagę na to, że jako rozwiązanie widzą właśnie pozyskiwanie ryb i owoców morza wyłącznie ze zrównoważonych źródeł. Chcieliby, aby informacje na temat pochodzenia tych produktów, które mogą znaleźć na opakowaniach produktów, były potwierdzane przez niezależne organizacje, stąd właśnie rosnąca potrzeba niezależnych certyfikatów, rosnąca potrzeba tego, aby pojawiały się takie oznaczenia, które są gwarantem tego, że faktycznie te produkty pochodzą ze zrównoważonych źródeł – podkreśla Joanna Ornoch.

Ponad połowa badanych deklaruje, że często lub okazjonalne kupuje ryby i owoce morza z ekocertyfikatami. Co istotne 38 proc. badanych wskazało, że chce kupować ich więcej, aby chronić oceany, a 19 proc. już taką zmianę wprowadziło w swoim życiu. 60 proc. uważa, że takie oznaczenia na produktach rybnych zwiększają ich zaufanie do marki. Co trzeci Polak deklaruje, że zna certyfikat MSC, obecny na polskim rynku od 10 lat, a spośród tej grupy 78 proc. ma do niego zaufanie.

Rosnące zainteresowanie niezależną certyfikacją i poszukiwania certyfikowanych produktów możemy obserwować na polskim rynku. Obecnie sprzedaż ryb i owoców morza ze zrównoważonych połowów oznaczonych niebieskim certyfikatem MSC wynosi ponad 24 tys. t rocznie i to jest ponad 14 razy więcej niż jeszcze 10 lat temu. Widzimy więc ogromny wzrost sprzedaży w Polsce. Również ważne jest to, że polscy konsumenci mogą wybierać z coraz szerszej oferty produktów. Obecnie to jest blisko 400 różnych produktów. Są to zarówno produkty mrożone, chłodzone, puszki, ryby świeże, ale także takie produkty jak certyfikowane karmy dla zwierząt z dodatkiem ryb czy żywność dla dzieci – wyjaśnia ekspertka MSC.

W dodatku dziś na sklepowych półkach dostępne są produkty z ponad 40 różnych gatunków ryb, podczas gdy jeszcze 10 lat temu mogliśmy wybierać jedynie z pięciu gatunków, a zdecydowana większość sprzedaży to były produkty śledziowe.

– Widząc rosnące zainteresowanie konsumentów certyfikowanymi produktami, w tym roku po raz pierwszy w Polsce, ale również na całym świecie MSC zdecydowało się przeprowadzić plebiscyt na najlepszy certyfikowany produkt MSC na naszym rynku. Przez sześć tygodni polscy konsumenci mogli oddawać swoje głosy na 13 zgłoszonych produktów, oddanych zostało ponad 13 tys. głosów i decyzją konsumentów tytuł najlepszego produktu MSC 2023 roku otrzymał dziki łosoś oferowany przez firmę Suempol – mówi Joanna Ornoch.

Na kolejnych miejscach plebiscytu uplasowały się szprot w sosie pomidorowym firmy Graal oraz tuńczyk w oliwie z oliwek Rio Mare. Zwycięski dziki łosoś pacyficzny Sockeye z Alaski „zgarnął” 26,3 proc. wszystkich głosów.

Na polskim rynku dostępne są głównie łososie hodowlane, natomiast w ostatnich latach faktycznie obserwujemy rosnące zainteresowanie dzikimi. To, co nas bardzo cieszy, to kwestia tego, że właśnie dziki łosoś z Pacyfiku w zdecydowanej większości, bo w ponad 80 proc., poławiany jest przez certyfikowane rybołówstwa, czyli rybaków, którzy spełnili najbardziej rygorystyczne normy środowiskowe. Dzięki temu możemy mieć gwarancję, że te zasoby wykorzystywane są w sposób zrównoważony – mówi ekspertka MSC. 

Niebiesko-białe logo z rybą można znaleźć na dzikich rybach i owocach morza złowionych w oceanach, morzach, jeziorach lub rzekach. Informuje konsumenta o tym, że pochodzą one ze zrównoważonych połowów. Rybołówstwa, aby otrzymać certyfikat MSC, muszą udowodnić, że są odpowiednio zarządzane, a prowadzone przez nie połowy pozwalają zachować stada ryb w dobrej kondycji i mają minimalny wpływ na cały ekosystem morski. 

Philip Morris zainwestuje w Polsce ponad miliard złotych. W krakowskiej fabryce firmy ruszy produkcja...

Philip Morris International zainwestuje ponad miliard złotych w polską gospodarkę. Koncern planuje stworzyć nowe linie produkcyjne w swojej fabryce w Krakowie, które będą produkować wkłady tytoniowe do podgrzewania w najnowszych urządzeniach firmy. Dzięki temu powstaną też nowe, wyspecjalizowane miejsca pracy. – Jesteśmy przekonani, że tradycyjne papierosy trafią w końcu do muzeum. Przyszłość należy do produktów bezdymnych – mówi Michał Mierzejewski z Philip Morris International. Amerykańska firma ma już w sumie ok. 2,5 tys. patentów związanych z technologiami bezdymnymi, pozostając branżowym liderem. Do tej pory zainwestowała w ich rozwój ponad 10,5 mld dol., część z tych inwestycji lokując w Polsce.

Branża tytoniowa od kilku lat przechodzi technologiczną rewolucję, której efektem jest stopniowy odwrót od papierosów w kierunku produkcji tzw. bezdymnych wyrobów z nikotyną. Zmianę w branży zainicjował w 2016 roku amerykański koncern Philip Morris International, do dziś pozostając jedyną firmą tytoniową, która zobowiązała się do wygaszenia produkcji papierosów.

Podjęliśmy decyzję o ulokowaniu w Krakowie nowej linii produkcyjnej wkładów tytoniowych do podgrzewania najnowszej generacji, które będą kompatybilne z naszym urządzeniem IQOS Iluma. Inwestycja polega na wprowadzeniu do krakowskiej fabryki papierosów całkowicie nowych linii produkcyjnych i zatrudnieniu ludzi, którzy będą mieli zdolności techniczne do produkowania tak skomplikowanych i zaawansowanych technologicznie produktów – mówi agencji Newseria Biznes Michał Mierzejewski, prezes Philip Morris International na obszar Europy Północno-Wschodniej. – Ta inwestycja pochłonie ponad miliard złotych i będzie pierwszą tak nowoczesną linią produkcyjną dla nowatorskich wyrobów tytoniowych w Polsce.

Krakowska fabryka Philip Morris już dzisiaj należy do największych na świecie. Poza nią firma ma też w stolicy Małopolski własne centrum usług biznesowych, które zapewnia wsparcie dla spółek firmy w ponad 60 krajach, m.in. w Europie, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Dla amerykańskiego koncernu Polska jest strategicznym rynkiem. Od 1996 roku zainwestował tu blisko 25,5 mld zł, nie wliczając decyzji o inwestycji w fabryce w Krakowie.

– Dzisiejsza branża tytoniowa musi się transformować, a przykładem takiej transformacji jest ogłoszenie przez nas nowej inwestycji w Krakowie – mówi ekspert. – Jako pierwsi wprowadziliśmy na rynek systemy do podgrzewania tytoniu i jako firma tytoniowa zachęcamy wszystkich palaczy, żeby rzucili nałóg papierosowy. Cieszymy się też, że Philip Morris nie jest jedyną firmą, która inwestuje w przyszłość. Za naszym przykładem poszły inne firmy, które wprowadzają podobne produkty, czyli podgrzewacze tytoniu, ale także papierosy elektroniczne.

PMI radykalnie zmienia swój model biznesowy i docelowo zamierza całkowicie wygasić produkcję i sprzedaż papierosów, zastępując je produktami bezdymnymi. Przekonuje, że są one lepszą alternatywą dla pełnoletnich osób palących niż dalsze palenie papierosów. Od 2015 roku firma przeprowadziła łącznie 251 ocen toksykologicznych swoich produktów bezdymnych, 26 badań klinicznych oraz 58 badań dotyczących percepcji i zachowań konsumenckich przed wprowadzeniem produktów bezdymnych do obrotu i po nim.

– Philip Morris na przestrzeni ostatnich kilku lat podjął decyzję o inwestowaniu w przyszłość, dlatego rozpoczęliśmy kosztowne i szeroko zakrojone badania naukowe nad powodami, dla których papierosy są tak bardzo szkodliwe. W wyniku tych badań powstał produkt do podgrzewania tytoniu, następnie wiele innych produktów bezdymnych, takich jak e-papierosy czy saszetki nikotynowe. Wszystkie te produkty łączy jedna rzecz – mają w sobie nikotynę, której poszukuje palacz, ale nie dostarczają wielu szkodliwych substancji, które wydzielają tradycyjne papierosy – mówi prezes Philip Morris International na obszar Europy Północno-Wschodniej.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) w 2020 roku autoryzowała do sprzedaży w USA system podgrzewania tytoniu produkowany przez PMI jako „produkt tytoniowy zmodyfikowanego ryzyka” (MRTP) w zakresie ograniczenia narażenia jego użytkowników na związki szkodliwe lub potencjalnie szkodliwe w porównaniu z paleniem papierosów. W konsekwencji FDA uznała go za „produkt właściwy dla promocji zdrowia publicznego”. Stany Zjednoczone od lat stawiają na politykę minimalizacji ryzyk zdrowotnych spowodowanych paleniem. W Polsce natomiast problem palenia papierosów wciąż jest poważny i przyczynia się bezpośrednio do ok. 80 tys. zgonów rocznie.

 W Polsce jest około 8 mln palaczy, a rynek papierosów jest bardzo duży i ku naszemu zdziwieniu rośnie – mówi Michał Mierzejewski. – Jesteśmy jednak przekonani, że tradycyjne papierosy trafią do muzeum. Przewidujemy, że w niektórych krajach może to nastąpić nawet za ok. 10–15 lat. Przyszłość jest jasna, jest definiowana przez naukę i nowatorskie wyroby tytoniowe.

Według niedawnego raportu Polskiej Akademii Nauk papierosy pali 28,8 proc. dorosłych Polaków i na przestrzeni ostatnich kilku lat ten odsetek zaczął rosnąć.

ZUS coraz szybciej się cyfryzuje. Większość funkcji jest już dostępna nie tylko przez PUE,...

Zakład Ubezpieczeń Społecznych wykorzystał okres pandemii do dalszej cyfryzacji. Obecnie to jeden z najbardziej zdigitalizowanych urzędów w Polsce. W sposób całkowicie automatyczny obsługiwane są wnioski rodzinne, m.in. o 500+ czy żłobkowe. Wszyscy przedsiębiorcy mają obowiązkowe konto na Platformie Usług Elektronicznych. Funkcjonuje też e-legitymacja emeryta i rencisty. Jeszcze w tym roku ma zostać uruchomiona aplikacja mobilna dla lekarzy. – Nasze działania uprawniają do stwierdzenia, że jesteśmy takim e-urzędem, czynnym siedem dni w tygodniu przez 24 godziny – podkreśla prof. Gertruda Uścińska, prezeska Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

– Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest w tej chwili nowoczesną instytucją pod względem procesów digitalizacji, automatyzacji czy też szeroko rozumianych reform cyfrowych. Dotyczy to różnego rodzaju obszarów, w szczególności nowego filaru zakładu, a więc usług na rzecz rodziny. Realizujemy w tej chwili obsługę ponad 17 mln wniosków składanych przez rodziców z tytułu świadczenia 500+ i innych świadczeń na rzecz rodziny. Wszystko odbywa się w sposób automatyczny – mówi agencji Newseria Biznes prof. Gertruda Uścińska.

Cyfryzacja ZUS przyspieszyła w czasie pandemii, kiedy wnioski w ramach Tarczy Antykryzysowej były przyjmowane wyłącznie elektronicznie. Już wcześniej jednak zakład wdrażał strategię, zgodnie z którą nowe usługi dla obywateli opierał na nowoczesnych rozwiązaniach. Dzięki elektronizacji możliwe było przejęcie przez ZUS obsługi programów rodzinnych. Wnioski można składać nie tylko przez Platformę Usług Elektronicznych, ale też aplikację mZUS. Dotyczy to zarówno świadczenia 500+, jak i programu Dobry Start, rodzinnego kapitału opiekuńczego i dofinansowania żłobków.

– Drugim ważnym filarem jest doprowadzenie do cyfryzacji współpracy z przedsiębiorcami, czyli odejście od tradycyjnych papierów, stworzenie poprzez profil na PUE kont, gdzie odbywają się wszystkie czynności pracodawców, opłacanie składek, zgłaszanie, wyrejestrowanie z ubezpieczenia, ale także pobór niezbędnych zaświadczeń do obrotu gospodarczego czy sądowego – wskazuje prezeska ZUS w wywiadzie podczas XXXII Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Do końca 2022 roku obowiązek posiadania profilu na PUE ZUS mieli płatnicy rozliczający składki za więcej niż pięć osób. Od 1 stycznia 2023 roku każdy płatnik składek ma taki obowiązek, a nowi płatnicy składek powinni samodzielnie zarejestrować swoje konto na PUE ZUS lub kogoś do niego upoważnić. W innym przypadku ZUS zrobi to za nich.

Platforma pozwala załatwić większość spraw związanych z ubezpieczeniami społecznymi w dowolnym miejscu i czasie. Płatnicy składek mogą składać wnioski do ZUS i korzystać z bezpłatnej aplikacji ePłatnik, przeznaczonej do obsługi dokumentów ubezpieczeniowych. Dzięki profilowi PUE przedsiębiorcy mogą też kontrolować stan rozliczeń z ZUS i samodzielnie tworzyć elektroniczne dokumenty z danymi z ZUS i przekazywać je do innych instytucji.

– Wojna w Ukrainie, z punktu widzenia dostosowania naszych nowoczesnych systemów do obsługi uchodźców, nas nie zaskoczyła. Włączyliśmy ich w system świadczeń na rzecz rodziny, rejestracji do systemu ubezpieczenia społecznego, jeżeli podejmują aktywność ekonomiczną czy procesu wypłaty świadczeń, do których nabywają prawo jako osoby ubezpieczone – zauważa prof. Gertruda Uścińska.

Liczba ubezpieczonych cudzoziemców wyniosła w maju 2023 roku 1 mln 85 tys. i wzrosła w stosunku do kwietnia br. o 8,3 tys. Największy wzrost dotyczy obywateli Ukrainy i Białorusi. Dzięki cyfryzacji ZUS był w stanie w szybkim czasie wypłacać także świadczenia rodzinne obywatelom innych krajów.

 Wszystkie nowe zadania, które wynikają z nowych ustaw przyjętych w 2023 roku, opieramy już na elektronicznych wnioskach, na obsłudze zdigitalizowanej, zautomatyzowanej. Nadajemy pewien kierunek działań w tym zakresie – przekonuje prezeska ZUS.

W tym roku ZUS ma uruchomić aplikację mobilną dla lekarzy, która jeszcze bardziej uprości i przyspieszy wystawianie zwolnień lekarskich. Już teraz funkcjonuje e-legitymacja emeryta i rencisty, która jest także dostępna do pobrania na stronie internetowej. To cyfrowy dokument z odwzorowaniem uprawnień emeryta lub rencisty, pozwalający im korzystać ze zniżek i ulg. W aplikacji mObywatel 2.0 będzie dostępna zakładka E-wizyta w ZUS, która pozwoli zdalnie załatwić sprawy związane z emeryturami, rentami czy prowadzeniem firmy. Możliwa będzie do tego wideorozmowa z pracownikiem ZUS. Zakład nie zapomina też o tych, którzy wolą tradycyjną usługę, czyli spotkanie w oddziale.

My też obsługujemy seniorów, którzy wolą tę tradycyjną usługę, a więc to, że mogą złożyć wizytę w urzędzie, spotkać się z inną osobą, i to musimy uszanować. Z czasem na emeryturę więcej będzie przechodzić osób zdigitalizowanych, które korzystają z  nowoczesnych rozwiązań, i większość rzeczy będą załatwiały przez internet. O ile te inne procesy, oparte na automatycznych rozwiązaniach, od początku projektujemy jako nowoczesny sposób, to w tym przypadku musimy mieć też fizyczny dostęp – tłumaczy prof. Gertruda Uścińska.

W aplikacji mObywatel 2.0 będzie dostępna zakładka E-wizyta w ZUS, która pozwoli zdalnie załatwić sprawy związane z emeryturami, rentami czy prowadzeniem firmy. Możliwa będzie do tego wideorozmowa z pracownikiem ZUS.

Zakład we współpracy z instytucjami finansowymi od wielu lat zachęca świadczeniobiorców do korzystania z bezgotówkowych form odbioru świadczeń. Od kilkunastu lat wypłaty świadczeń na rachunki bankowe stopniowo rosną. Jeszcze w 2005 roku było ich nieco ponad 40 proc. Teraz jest to ok. 78 proc. w przypadku rent i emerytur oraz 88 proc. w przypadku zasiłków.

Z postępem w cyfryzacji idzie też jednak wzrost w obszarze cyberzagrożeń, w szczególności dotyczących bezpieczeństwa danych klientów. Dlatego ten obszar wymaga szczególnej uwagi i znaczących inwestycji.

– Przeniesienie się w przestrzeń cyfrową wywołuje inne zagrożenia niż te, które znane nam są z tradycyjnego modelu funkcjonowania państwa i obsługi obywateli. Uczymy się bardzo dużo. Wiele instytucji się specjalizuje w tym obszarze i trzeba ponosić duże nakłady, żeby to bezpieczeństwo zapewnić – podkreśla prezeska ZUS.